Przyznam szczerze, że przed zaproszeniem mnie na premierę miałam małe pojęcie o tym cyklu i nie byłam nim za bardzo zainteresowania. Może dlatego, że osobiście drażni mnie tematyka szlachecka – kojarzyła mi się do tego czasu z ksenofobią, szlachecką dumą (w złym tego słowa znaczeniu), mdlejącymi złotowłosymi ślachciankami i butnymi wąsatymi ślachetkami, którzy ,,wyżej srali niż dupy mięli”. Może nie interesowała mnie nigdy szlachta także z tego względu, że szczycę się pochodzeniem chłopsko – robotniczym i mnie te wysoko – klasowe dyrdymały nigdy nie interesowały. Uhm, ale mimo to zmieniłam zdanie. Bo Komuda, jak się okazuje, nie napisał fantastyki o tym, jacy byliśmy zarąbiści na tych wałachach, z tymi szabelkami i kutaskami.
Nie. Komuda napisał cykl HISTORYCZNY, w którym polski szlachcic to często alkoholik i idiota, mówiąc brutalnie. Nie jest to książka antypolska, o nie. Ale jest to książka prawdziwa – a przynajmniej bliższa prawdy, niż dumny (i głupiutki) Skrzetuski o oczach habrowych i powiewających na wietrze wąsach.
,,Samozwaniec” numer cztery ma według mnie najlepszą okładkę z całego cyklu. Zajął się nią duet – Piotr Cieśliński i Paweł Zaręba. Oczywiście, bardziej ostra i wyraźna okładka czwartego tomu może się wydawać nadzbyt krzykliwa osobom przyzwyczajnoym do miękkości kreski z poprzednich tytułów. Czwartą część ilustruje Hubert Czajkowski – w miniaturze możecie podziwiać jedną z jego ilustracji do cyklu. Inne prace Huberta, jak i te powiązane z ,,Samozwańcem”, możecie oglądać na jego blogu.