Nie tak dawno temu, podczas bardzo kulturalnego spotkania towarzyskiego, jeden ze znajomych stwierdził nagle: Nawet podczas apokalipsy zombie, na europejskim serwerze, ciągle będzie siedział jakiś Polak i zdychając z głodu, będzie logował się na normala w LOL’u.
Ów młody człowiek, nawet jeśli w stanie lekko nietrzeźwym, zmusił mnie to zastanowienia się nad pewną kwestią, nie dającą zapewne spokoju wszystkim nerdom. Nerdom interesującym się post apokalipsą chociażby wyłącznie na poziomie kolejnego Resident Evil’a.
Otóż,czy internet jednak padnie?
Można wyśmiać stwierdzenie, że Internet jako taki będzie funkcjonował nadal w czasach post nuklearnych czy podczas apokalipsy zombie.
,,Zmienią się tylko tematy żartów na 9gag’u i pornosów na 4channie? – Śmiechu warte!” – można by powiedzieć.
Ale jednak…
Internet został przecież wymyślony dla celów wojskowych, biorąc pod uwagę dewastację całej infrastruktury podczas wojny nuklearnej.* Nawet tzw wybuchy na słońcu, którymi straszą redaktorzy pism poczytnych typu Nieznany Świat lub Nexus, nie zdołałyby (moim skromnym zdaniem) usmażyć całej wojskowej elektroniki, przygotowanej na cuda rodem z filmów sci fi.
Wiedza na temat jak zostać operatorem internetu jest dostępna, a pozostanie tymże operatorem (czyli de facto wytwórcą internetu) jest ograniczane w tym momencie jedynie prawem.
Jeżeli nastąpi jakaś apokalipsa, która zdoła usmażyć wszelkie światłowody i satelity, można już tylko łapać za broń białą albo chować się w kościele. We wszelkich innych wypadkach, nawet podczas wojny nuklearnej, wg mnie jest duża szansa na szybkie odrodzenie internetu, jeżeli w ogóle sieć ,,zemrze”.
Co jednak robić w sytuacji, kiedy dostęp do sieci jest niemożliwy bądź ogromnie ograniczony? Związane jest to mocno z brakami na rynku elektroniki oraz niedoborem energii elektrycznej, jednak ja całą swoją wiarę pokładam w Azjatach. Powiedzmy, że w sytuacji, kiedy korzystanie z niego stanie się zbyt drogie, lub net naprawdę padnie? W zależności od rodzaju ,,nieszczęścia”, które jest przyczynkiem do braku sieci, polecam:
– pójść z ukochanym na spacer, upolować jakieś smaczne mózgi (apok. zombie);
– pójść z ukochanym na spacer, wymordować jakieś zombie łażące po ogródku (j.w.);
– żegnać się z tym światem w jakiejś grocie w Górach Stołowych (apok. obcych, ewentualnie meteoryty);
– zrobić zapasy na tydzień i uszczelnić wszystkie okna i szpary w domu, po czym przeczekać przy planszówce, aż przejdą trujące deszcze (wojna nuklearna na przyjemnym zadupiu, w Polsce – wszędzie oprócz mazowieckiego. Niestety, gdyby ktoś nas miał bombić, czynnikiem psychologicznym byłoby zapewne zniszczenie stolicy, ponieważ kłótnie między Krakowem a Poznaniem byłyby na taką skalę, że doprowadziłyby do zupełnej anarchii i nagłego wysypu Biskupinów);
– zostać postmanem jak Kevin Costner i odbudować komunikację pocztową, zarabiając przy tym krocie – to w czasie post apokalipsy gambling własnym życiem;
– oraz, przede wszystkim – nie dać się zabić.
Jeśli macie jakieś ciekawe pomysły na spędzenie apokalipsy bez internetu, dajcie znać w komentarzach! A dla bardziej poważnych Czytelników zapowiadam za kilka notek artykuł o odnawialnych źródłach energii i jak możemy je wykorzystać w trakcie ,,małej apokalipsy”.
Ave!
*Niedowiarkom polecam chociażby wikipedię.