Śrubokręt w torebce. Rozmowa z Dominiką Węcławek

Czołgiem!

Z okazji premiery „Upadłej świątyni”, którą objęłam patronatem, poprosiłam autorkę – Dominikę Węcławek – o krótką rozmowę. Usiądźcie wygodnie i przeczytajcie o tym, jak Dominika nieomal została ofiarą wojny atomowej, o  jej przyjaźni z Bartkiem Biedrzyckim, planach na przyszłość i, oczywiście, o „Upadłej świątyni”!
Ave!

 Jak to jest być pierwszą kobietą w Zonie? Fabrycznej Zonie?
To bardzo miłe uczucie, ale nie myślałam nigdy o tym wszystkim w kategoriach płci. Po prostu dobrze się bawiłam pisząc, tak, jak dobrze się bawię jeżdżąc na wyprawy. Dopiero kiedy postawiłam ostatnią kropkę i zaczęło się robić poważnie, kilka osób uzmysłowiło mi, że płeć może mieć znaczenie. Po pierwsze dla czytelników, którzy są dość konserwatywni. Po drugie dla krytyków, którzy mogą się zafiksować na tym, że „o baba” – i traktować to jako handicap, albo jako wadę. Ja natomiast pozostaję sobą. Zawsze miałam takie chłopackie pasje. W przedszkolu biegałam po drzewach, a jedną z moich ulubionych zabawek był karabin (i łunochód). Potem zajmowałam się takim rodzajem muzyki, który był zdominowany przez facetów.

Moi rodzice nigdy nie mówili mi, że czegoś nie wypada zrobić, bo jestem dziewczyną. Obydwoje są inżynierami, matka także działała w męskim świecie. Także nawet poza swoim środowiskiem żyłam w otoczeniu ludzi, dla których normalne było to, że w torebce ma się śrubokręt. Właściwie zawsze łatwiej dogadywało mi się z chłopakami, a oni traktowali mnie jak lepszy rodzaj kolegi. Lepszy, bo przynajmniej byłam tą osobą, która nigdy nikogo nie zostawiła na polu bitwy i jeszcze opatrzy rany.  

Do tej pory pisałaś jedynie teksty dziennikarskie. Czy pierwsza powieść była dla Ciebie bardziej przygodą, czy wyzwaniem?
Bardziej przygodą. Wyzwanie to jest teraz, kiedy trzeba pisać dalej…

Jaka jest historia Twojej przyjaźni z Bartkiem Biedrzyckim? Czy to on zaraził Cię postapo, czy może połączyły Was (literacko) wspólne upodobania?
Połączyły nas komiksy. I z postapo nigdy nie miało to zbyt wiele do czynienia. Obydwoje wywodzimy się z fandomu. Bartek wydawał różne rzeczy w Dolnej Półce, zawsze robił też mnóstwo innych rzeczy, a ja pisałam o komiksach do różnych czasopism, takich poważniejszych, więc moje artykuły, wywiady i recenzje idealnie nadawały się jako źródła na Wikipedii. I w ten sposób Bartek wykorzystywał moją robotę jako wikipedysta.

Kiedy zaczął pisać swoje opowiadanie w świecie postapo bardzo się zajarałam. Zawsze lubiłam takie motywy. Jestem dzieckiem śląska, jestem skażona miłością do industrialu, ciężkiego powietrza i podziemi. Lubię tez metro. Chciałam nawet zostać pierwszą kobieta maszynistą w Warszawskim Metrze, niestety moja CV odpadła, mimo, że spora część maszynistów i pracowników MW mi kibicowała. Kiedy przeczytałam opowiadanie Bartka, to z okładka zawierającą zdjęcie Miśka Gołkowskiego – kibicowałam mu jeszcze mocniej. A potem w ramach wielkiej radości, że wreszcie wydał książkę napisałam „Śmietnikowego Ptaka”, reszta historii jest już znana…

Pisałaś „Upadłą…” w telefonie, w trakcie podróży po Ukrainie. Masz związaną z tym jakąś ciekawą anegdotę?
Poza tym, że dostałam mandat w pociągu za nie palenie papierosów w toalecie? I poza największą pijacką bib, która była dla mnie jak katharsis po zbieraniu materiałów i relacji uczestników konfliktu na wschodzie Ukrainy? Tak, jest jedna taka historia.

Jedziemy sobie busikiem po ukraińskich drogach – kto był, ten wie czym to pachnie. Dziura na dziurze, krowy, kury, kaczki, ciężarówki, każdy jeździ slalomem, leje deszcz, wieje wiatr, a ja dostaję wiadomość, że na Donieck Ruscy właśnie spuścili atomówkę. Zbladłam. Lubię postapo, ale nie aż tak, przecież jestem za daleko od swoich dzieci. Halo! Zaczęliśmy szukać wiadomości o tym, co się stało, ale media na Ukrainie wtedy działały bardzo słabo, a zachodnie niespecjalnie rzetelnie relacjonowały wszystko. Po kilkudziesięciu minutach udało nam się dokopać do informacji, że to nie bomba atomowa, choć grzyb piękny i okazały, wyglądał jak należy – tylko to była zwykła bomba zrzucona na zakłady chemiczne. Tak czy inaczej przez moment czułam się niewesoło.

Twoi bohaterowie są bardzo realistyczni. Na początku widziałam w Zofii Twoje alter ego, póki nie załamała się psychicznie.  Ty jesteś twardą babką. Andrzej trochę przypominał mi Bartka Biedrzyckiego 🙂 Nadawanie bohaterom cech rzeczywiście żyjących osób to jeden z zabiegów stosowanych przez pisarzy, aby „tchnąć życie” w swoje postaci. Michał Gołkowski np. opisuje charaktery swoich  przyjaciół. Również inni pisarze często opisują swoich znajomych. A Ty?
To zabawne. Prawie wszyscy widzą we mnie twardą babkę, czyli dobrze się maskuję w tych trudnych czasach. Oto jest idealny przepis na przetrwanie – do końca nie zdradzaj nikomu na co cię stać. Dlatego tak bardzo lubię snajperkę, Dragunowa. Lubię walić z zaskoczenia i najpierw odpowiednio długo przygotowywać się do uderzenia zachowując pokerową twarz i myląc tropy. Andrzej najprawdopodobniej nie ma zbyt wiele wspólnego z Bartkiem, ale musiałabym zapytać jego żony, Ali. Bartka w mojej książce nie ma.

Jest kilka innych realnych postaci, większość z nich nosi swoje nazwiska. Wszystkim, którzy już przeczytali książkę bardzo się to podobało, aczkolwiek niektórzy byli przerażeni skąd ich znam aż tak dobrze.

Prędzej czy później każde zrujnowane pustkowie ludziom się przeje, każda horda mutantów będzie podobna do poprzedniej. Postapo to fajny sztafaż, żeby opowiedzieć coś o ludziach. Dlatego ja opowiadam o ludziach i o ich relacjach. Tylko jakbym powiedziała to od razu, to nikt by nie chciał czytać, bo powiedzieliby, że to jakiś babski melodramat. No to mamy melodramat pełen promieniowania, mutantów, karabinów i szpeju.

Ciężko być kobietą w trakcie postapokalipsy?
Nie, nie sądzę. Ciężko być człowiekiem, który nie ma planu B, C, D oraz Z. Ciężko być kimś, kto jest mocno uzależniony od innych i musi polegać tylko na tym, co przyniosą mu pozostali. Warto umieć improwizować, i nie bać się zmiany. Ciężko być natomiast kobietą wśród ludzi, którym brak szacunku i pokory.

I na koniec standardowe, ale niezwykle ważne pytanie – czy planujesz kolejne książki?
Jasne, ale niestety póki co moja doba nie chce trwać dłużej niż 48 godzin i jest mi trudno.

 

Dziękuję za rozmowę!