Czołem!
Odłożyłam bloga ze względu na pracę zawodową i pewnie bym tylko postowała na FB aż do świąt, gdyby nie… grypa. Zaczęło mną trząść w poniedziałek i w środę leżałam już jak nieżywa. Radośnie chodziłam do pracy niczym zombie i po powrocie od razu kładłam się spać – stąd też mniejsza ilość choćby krótkich postów czy grafik wrzucanych na FB. Dzisiaj na szczęście odżyłam na tyle, aby usiąść do mojej mord – maszyny. Zaowocowało to kilkoma zaległymi tekstami. So… enjoy!
The Maze Runner
The Maze Runner to pozycja z kategorii young adult. Ma być lekkostrawna, kolorowa i ewentualnie poruszyć młodzieńcze serce tu i ówdzie. Bohaterowie filmu, pomimo całkiem niezłej obsady 13+, są tendencyjni i plastykowi. Spośród grona podobnych sobie twarzy przebijają się jedynie: główny bohater (Thomas), nadzywczaj spokojny Alby, Theresa (jako jedyne dziewczę) i Newt. O ile Dylan O’Brien (Thomas) jest w filmie jedynie po to, aby ładnie wyglądać, o tyle Newt (T. Brodie – Sangster) potrafi stworzyć postać zaledwie kilkoma liniami tekstu i doskonałą mimiką.
Film opowiada o grupie chłopców (i – jak już wiemy z trailerów – jednej dziewczynki), która została umieszczona w dziwnym, morderczym labiryncie. Niestety, w filmie zabrakło mi aktualnego przerażenia, większej ilości potworów (największym zagrożeniem jest… czas i pająki – cyborgi), psychologicznego ujęcia wydarzeń. Niby coś się dzieje, niby chłopcy zastanawiają się nad swoim losem, ale… wszyscy są zbyt zdrowi psychicznie jak na gimnazjalistów, którzy nie tylko żyją w nieustannym poczuciu zagrożenia (niektórzy z nich przez prawie 3 lata!), ale nie pamiętają również nic poza swoim imieniem. Brakuje mi psychozy, szaleńców – morderców, dziecięcego okrucieństwa, fobii… życie w otoczeniu labiryntu wydaje się zbyt sielankowe. Ot, w nocy czasem coś krzyknie z labiryntu, rankiem zerwiemy pomidory z krzaków a gdy ktoś umrze – „lepiej o nim zapomnieć”.
Bomba, która nie wybuchła
Znając obsadę produkcji, duże nadzieje pokładałam w postaci tajemniczej Theresy, granej przez Scodelario. Jednak znana z brytyjskiego serialu Skins Kaya Scodelario jest chyba największym niewypałem produkcji. Nie mam porównania z książką – nie czytałam ani jednego tomu z tej serii – więc mogę tylko gdybać, czy postać ta została wtłoczona w film jedynie po to, aby bohaterowie mieli się w kim podkochiwać. Theresa jest postacią tak słabo zarysowaną charakterologicznie, że równie dobrze mogło by jej nie być. Co prawda twórcy próbowali nadać jej jakichś cech odróżniających od ładnej makiety, obsadzając w tej roli charakterystyczną twarz.
Wspomniana Scodelario gra z pewną arogancją, przypominającą nieco styl gry Emmy Watson. Niestety, pierwsza z nich wypada w tym porównaniu o niebo gorzej. Charakterystyczna uroda dziewczyny podkreśla ostre cechy charakteru, stąd pewnie Kayi łatwiej grać postacie zbuntowane, niemal wulgarne czy wrogie. Niestety, oglądając film nie mogłam pozbyć się wrażenia, że aktorka próbowała nadrobić braki w budowie postaci wyuczonymi zagrywkami. Otrzymujemy więc nie odrębną postać Theresy, ale dystopijną kopię Effie z pierwszego sezonu Skins; choćby scena, w której Theresa wyladowała z Thomasem w celi – jej łagodny wyraz twarzy do bólu kojarzy mi się ze scenami rodzinnymi rozgrywanymi z Nicholasem Houltem*.
Syndrom Władcy Much
Na przestrzeni ostatnich kilku lat obserwuję syndrom Władcy Much. The Maze Runner Dashnera (książka) jest świetnym przykładem tego trendu.
Od czasu sukcesu The Hunger Games (pierwszy tom został wydany w 2008) na rynku amerykańskim zaczęło pojawiać się coraz więcej pozycji młodzieżowym z gatunku dystopii (rzadziej postapokalipsy). Powstały takie tytuły jak Divergent Veronici Roth (2011), The Selection Kiery Cass (2011, wydana w Polsce, przekornie nazywam tę serię „Księżniczki postapo” ), seria Razorland napisana przez Ann Aguirre (2012) oraz wiele wiele innych. The Maze Runner został wydany po raz pierwszy w 2009.
Wszystkie te książki chciałyby dorównać Władcy Much Goldinga. Grupa dzieciaków – nastolatków, poddana próbie ostatecznego przetrwania, przechodzi lekcję człowieczeństwa i w zjawiskowy sposób dorasta. Niestety, niewiele jest autorów, którzy dorównali mistrzowi. Jeżeli szukacie książek, które potraktują ten temat serio, wybierzcie Wielki marsz Stephena Kinga – albo obejrzyjcie film Stand by me tegoż.
Szybka refleksja o dystopii young adult
Samo zjawisko nie jest złe. W wieku przeciętnego czytelnika wymienionych wyżej serii byłam co prawda już dawno po przeczytaniu absolutnych klasyków gatunku – Goldinga, Adamsa i Orwella. Podejrzewam, że właśnie ten fakt odrzuca krytyków dzisiejszego young adult – zamiast Orwella, trzynastolatki sięgną po przeciętną serię young adult, w której bohaterki są piękne (albo charakterystycznie piękne), bród lepi się w sposób zupełnie nieśmierdzący i zjawiskowy (tutaj informacja dla hejterów The Hunger Games, którzy nie czytali serii – tam brud jest brudny a główna bohaterka nie goli nóg. Serio, przeczytajcie!). Ja jednak widzę światełko nadziei – mam tę nadzieję, że dzieciaki zniechęcą się kolejnymi nieudanymi kopiami The Hunger Games i w końcu sięgną po literaturę klasyczną. Mam nadzieję, że pewnego dnia jakiś zapryszczony czternastolatek zamiast nowej serii w błyszczących okładkach wypożyczy z biblioteki Orwella. Albowiem maszyneria mózgu, raz puszczona w ruch dzięki Orwellowi i Goldingowi, będzie sama się napędzać potrzebą refleksji. Do pieca będzie dorzucać się więcej książek, wyławiając te najbardziej wartościowe…
Podsumowanie
Film przyjemnie się oglądało – w sumie, jaki film ogląda się źle, jeśli gra w nim Brodie – Sangster? Niestety, im szybciej posuwa się akcja, tym film bardziej frustruje. The Maze Runner to rozczarowująco niewykorzystany potencjał.
Ave!
*Uwaga, Nicholas Hoult zagra Nux’a w najnowszym Mad Maxie