Nasze życie jest kramem lichwiarza

Czołem!

W wielu rozmowach z pewnym polskim autorem pisarz wspominał, że tworząc książkę w danym gatunku stara się przełamać  schemat gatunku. Pisząc space operę, chce wyjść poza jej ramy. Pisząc fantasy, chce wyjść poza ramy fantasy. Wydaje mi się, że tego oczekuje czytelnik  – znajomego gatunku, ale zupełnie nowej jakości. Nieszablonowego podejścia.
Ciężko spełnić te oczekiwania – zwłaszcza, jeśli chodzi o fantasy – jednak są osoby, którym o się udaje. Udało się Grzędowiczowi, którego „Pan Lodowego Ogrodu” – choć nie bez wad – zachwyca nowym podejściem budowania świata przedstawionego. Udao się Sapkowskiemu, którego seria o Wiedźminie była niezwykle świeżym spojrzeniem na klasyczne fantasy.

Polscy czytelnicy długo musieli czekać na kolejną książkę fantasy, która sprosta paradoksalnemu oczekiwaniu „klasycznego nie – fantasy”. I w końcu na rynku pojawił  się „Lichwiarz” Wiktora Noczkina.

Kulawy bohater
Tytułowym lichwiarzem jest Kulawy, były najemnik i mag – samouk. Mieszka w Liwdzie, gdzie współpracuje z miejscowym półświatkiem. Stara się przeżyć, jednocześnie pozostając w ukryciu. To człowiek nieco cyniczny, nauczony „prawdziwego życia”, mający spory bagaż doświadczeń. Jego wola przetrwania i sposób, w jaki zmaga się z codziennością sprawiają, że bohater od razu zjednuje sobie czytelnika. W końcu to dobry człowiek, który po prostu żyje w takich, a nie innych czasach…

Książka przypomina bardziej kryminał czy powieść gangsterską do czasu, kiedy w Liwdzie zjawia się tajemnicza postać… Wraz z rozwojem akcji autor coraz śmielej snuje wątek typowy dla klasycznego fantasy. I robi to w nie nachalny, intrygujący sposób.

Noczkin w formie
Książka napisana jest w iście noczkinowskim stylu. Mamy więc bohaterów, którym czytelnik kibicuje od pierwszych stron książki, świetnie zarysowany świat i niepowtarzalny styl ukraińskiego bajarza. Dzięki prowadzeniu dwóch linii czasowych dowiadujemy się sporo o przeszłości Kulawego, ale także o mechanizmach, jakie rządzą światem książki. Oczywiście tłumacz, Michał Gołkowski, dodał w tekście kilka smaczków „od siebie”. Wyłapiecie je?

Dodatkowym plusem jest to, jak Noczkin serwuje nam wiedzę o polityce świata przedstawionego – stopniowo, przez rozmowy zwykłych ludzi czy zamieszanych w politykę szlachciców. Jestem raczej osobą, którą odrzucają wielostronicowe opisy politykowania, knowań na dworze czy wynajmowania skrytobójców. Wydaje mi się to ogromnie ograne, sztuczne i przesadnie napompowane. U Noczkina na szczęście tak nie jest.

Wiktor Noczkin, Michał Gołkowski i Krzysztof Haladyn na festiwalu Pyrkon 2016

„Lichwiarz” ma jednak swoje minusy. Po pierwsze, aby książka porwała, musimy przebrnąć przez dwa nudne rozdziały. Oczywiście, jest w nich sporo akcji, ale mam wrażenie, że narracja nabiera płynności dopiero po jakichś 50 stronach książki. Po przebrnięciu tej magicznej liczby książka dosłownie mnie pochłonęła. Drugim minusem jest zakończenie. Nie, nie zrozumcie mnie źle – Noczkin jak najbardziej z zakończeniem sobie poradził. Obawiam się jednak, że nie jest to koniec, które może sugerować kolejne tomy. A szkoda, bo Wiktor pokazał, że pisze fantasy, które Polacy chcą czytać!

Ave