Każdy Nerd uczył się japońskiego

Czołem!

Fani fantastyki podobno dzielą się na tych, którzy fascynują się Japonią i takich, którzy jej nienawidzą.  Dla mojego rocznika kultura japońska była naturalnym poziomem, jaki przechodziło się w trakcie „wsiąkania” w fantastykę. Daleka, niezwykle odmienna, wywracająca na lewą stronę  wszystkie schematy zachodniej popkultury wydawała się czymś kosmicznym i niezwykłym.

Nauka języków 10 lat temu
Jestem z rocznika 1989. Pamiętam czasy, kiedy korzystanie z Internetu wiązało się z odcięciem rodzicom dostępu do telefonu stacjonarnego. Pamiętam też początki YouTube’a i pierwsze anime lecące o 7:00 na Polsacie.

Moja fascynacja Japonią zaczęła się kilkanaście lat temu. Wykupywałam internet „na godziny” w lokalnej bibliotece i szukałam nowych książek i komiksów. Czatowałam z przyjaciółmi oddalonymi o setki kilometrów, którzy często podsyłali mi linki do nowych anime. Wydaje mi się, że około 2006 r. zrobił się prawdziwy boom na „chińskie bajki”, które można było znaleźć za darmo w sieci, najczęściej bez napisów albo z kiepskim dubbingiem. Stanowiło to dla mnie nie lada problem, bo choć estetyka anime wtedy bardzo do mnie przemawiała, to istotnym problemem była bariera językowa.

Mieszkając w małym miasteczku nie miałam dostępu do nauczycieli japońskiego. Ba, niewiele dobrego można było powiedzieć nawet o lokalnych nauczycielach angielskiego. Muszę coś tym zrobić – pomyślałam sobie, wałkując po raz enty te same czasy i te same angielskie słówka na szkolnych lekcjach. Chciałam oglądać te same serie,  które oglądali moi przyjaciele z dużych miast.

Zaczęłam analizować  różne opcje. Mogłam chodzić na korepetycje z angielskiego do tych samych nauczycieli z mojego miasteczka, którzy zawodzili mnie na lekcjach w szkole. Byłoby to jawne marnotrawstwo pieniędzy, których jako nastolatka nie miałam za wiele. Inną opcją było dojeżdżanie na korki do miasta obok, ale oprócz wyższych kosztów lekcji musiałabym pokryć jeszcze koszty podróży. Ta opcja też odpadała.

https://www.youtube.com/watch?v=M8-vje-bq9c

Nauka na własną  rękę
Postanowiłam uczyć się japońskiego na własną rękę, aby chociaż wyłapywać w filmach pojedyncze japońskie słówka i odgadywać zdania z kontekstu. Po przeszukaniu bibliotek i innych dostępnych źródeł, jedyną pomocą okazał się internet. I tu muszę stwierdzić, że ogarnięta osoba powinna poradzić sobie z przyswojeniem podstaw japońskiego, który w brzmieniu jest bardzo łatwy do opanowania przez Polaków. Alfabet również nie powinien być wyzwaniem, zwłaszcza dla tych, którzy uczyli się kiedyś rosyjskiego i nie mają dziwacznego przywiązania do łacińskich liter.

Kolejnym problemem, jaki napotkałam na swojej drodze, był absolutny brak pomocy naukowych. Na rynku brakowało (i wg mnie nadal często brakuje) dobrych materiałów do nauki japońskiego. Dlatego prawdziwym skarbem jest nauczyciel, który posługuje się zróżnicowanymi pomocami naukowymi. Znalezienie porządnych materiałów edukacyjnych na wszystkich poziomach nauki japońskiego jest bardzo, ale to bardzo trudne. Zwłaszcza jeśli mieszkasz w małym miasteczku i pani w księgarni dziwnie na ciebie patrzy, kiedy próbujesz zamówić rzadki podręcznik do dziwnego języka za horrendalną kwotę  60 zł.

Samodzielna nauka z podręczników
Korzystałam z wielu podręczników, zarówno do angielskiego, jak i japońskiego. Podręczniki szkolne mogłam całkowicie odrzucić, ponieważ były wtedy tak niejasno konstruowane, że dla ucznia praktycznie niemożliwe było nauczenie się z nich czegoś w pojedynkę…

Jeśli chodzi o japoński, każdy będzie Wam wmawiał  dwa tytuły jako te najlepsze – Japanese for busy people oraz Genki. Już teraz mówię Wam, abyście spokojnie wyrzucili ten drugi, jeśli chcecie uczyć się  samodzielnie. Jeśli chcecie, możecie korzystać z JFBP, który jest całkiem efektywny na poziomie A1 i A2 – ale uwaga. To podręcznik w języku angielskim. Osoby mające problem z tym językiem nie powinny z niego korzystać. Przy okazji powiem wam jedno – to nie prawda, że nie poradzicie sobie z żadnym innym językiem obcym, jeśli nie idzie wam angielski. Jeśli ktoś próbuje wam to wmówić, to jest albo ignorantem, albo podłym kłamczuchem.

Z podręczników do samodzielnej nauki języka japońskiego mogę z czystym sumieniem polecić „Mówimy po japońsku” z bodajże 2003 r. Pozwoli on wam na ogarnięcie alfabetu, podstawową naukę pisma i naukę podstawowych słówek cz zwrotów. Jednak jeśli chodzi o gramatykę, to niestety szybko okaże się, że będzie Wam potrzebny nauczyciel.

Nauka z lektorem
Nic nie zastąpi nauki z dobrym lektorem języka obcego. Dlatego powinno się szukać idealnego lektora do skutku.

Oczywiście, jest to problematyczne. Można zapisać się  do szkoły językowej lub na inne płatne kursy, jak te oferowane przez uniwersytety, ale w większości przypadków nie będziemy do końca zadowoleni i po semestrze lub dwóch zrezygnujemy. Dlaczego? Z powodu braku indywidualnego podejścia do każdego ucznia. Przecież cała  grupa nie dostosuje się do jednej osoby, która np. łapie w lot i wyprzedza resztę, albo wręcz przeciwnie – ma problem z jedną kwestią, którą grupa dawno temu pojęła w lot. Zazwyczaj kończymy taką naukę z głęboko ukrywanym uczuciem porażki i znacznie lżejszym portfelem. 

Czy warto szukać lektora indywidualnego? Tak, tak i jeszcze raz tak. Tylko jak znaleźć idealnego lektora? Na tablicy ogłoszeń? Z polecenia? W szkole językowej? Skąd mam wiedzieć, że dana osoba będzie odpowiadała moim potrzebom, że nie podpiszę umowy wiążącej mnie na roczne lekcje. No i przede wszystkim – skąd będę wiedziała, że wybrany lektor faktycznie posiada takie umiejętności, o jakich pisze w swoim ogłoszeniu?

rosyjski szej blog

Japoński przez Skype’a
Jest 2016 rok. Mam solidne podstawy czterech języków obcych. Jednym posługuję się bez problemów. Coraz bardziej zapominam japoński i rosyjski – chciałabym sobie je przypomnieć. Dla siebie, nie dla ocen w szkole. Dla praktycznych umiejętności, a nie dla odbębnienia jakiegoś certyfikatu. 

Chciałabym wiedzieć, jak inni oceniają mojego potencjalnego nauczyciela. Chciałabym lektora, który przez x czasu poświęci każdą minutę lekcji właśnie mojej osobie, a przy okazji nie wystawi mi horrendalnego rachunku. Chciałabym nie dojeżdżać po pracy na drugi koniec Warszawy, żeby zmęczona po 8 godzinach za biurkiem „odbębnić” 45 minut z kolejną porcją słówek. Chciałabym, żeby nauka języka nie była dla mnie mordęgą, ale żeby faktycznie przyniosła skutki.

Brzmi jak marzenie, ale to już nie 2006 rok. Internet daje nam ogromne możliwości i jeśli tylko chcemy, możemy znaleźć rozwiązania najbardziej nam pasujące. Dla mnie idealna okazała się platforma Preply. Przede wszystkim daje ona możliwość nauki języka z lektorem przez Skype, co w obecnej sytuacji życiowej jest dla mnie szalenie wygodne. Nie boję  się, że ktoś mnie oszuka i lekcja się nie odbędzie, ponieważ w takich sytuacjach Preply reaguje i zwraca koszty albo proponuje innego nauczyciela. Mogę sama wybrać sobie lektora lub native’a, zobaczyć jak oceniają go inni studenci – a gdy „chemia” nie zadziała, zmienić nauczyciela na kogoś innego. I to wszystko bez stresu, z możliwością płatności online, bez wychodzenia z domu. Pogadanka po japońsku w ciepłych skarpetach i z kubkiem herbaty? Dla mnie idealnie.

Podsumowanie
Paradoksalnie, nauka japońskiego na własną  rękę poprawiła mój… angielski. Po wielu latach prób i błędów, źle lokowanych pieniędzy i walki o materiały przekonałam się, że nauka języka może być jednak świetną przygodą. Jeżeli nauczyciel w szkole nie jest w stanie wytłumaczyć ci problematycznych zagadnień, jesteś skazany na „jedynego korepetytora w mieście” albo po prostu wydaje ci się, że nauka akurat „tego” języka będzie dla ciebie za droga… nie rezygnuj! Szukaj innego wyjścia. Naprawdę, da się!

Ave

 

Wpis powstał we współpracy z platformą Preply