Czołem!
Od kiedy zmieniłam pracę, moja codzienność wygląda raczej nijako. Wstaję, biorę prysznic, idę do pracy. W pracy siadam do kompa albo do innych obowiązków i tłuczę. W końcu wybija 16:00 i jestem „wolna”. Ale ta wolność to uczucie złudne.
Z pracy do domu mam chwilkę spacerkiem – zaleta mieszkania w typowo robotniczej dzielnicy, szybko pożeranej przez kolejne biurowce. Wracam do mojej klitki, w której mieszkam między innymi z karaluchem Stefanem. Imiona karaluszątka zmieniają się proporcjonalnie często do spłukiwania kolejnych przedstawicieli gatunku w wannie – po każdym spłukanym Stefanie wprowadza się jakiś Bożydar, Marian czy inna Zdzisława. W mojej nerdowskiej celi jem obiad – koniecznie przed jakimś serialem. Loguję się na team speaka i rozmawiając z paczką przez słuchawki jednocześnie tłuczę nadprogramowe zlecenia, żeby starczyło do końca miesiąca. Ewentualnie gram z moją paczką w LOLa. W międzyczasie planuję podbój postapowszechświata. I tak dzień za dniem.
Pewnie sami żyjecie w podobnym scenariuszu. Kocioł dom – praca/szkoła – dom. Komputer – autobus – komputer. W pewnym momencie Twojego życia miasto staje się po prostu zbyt przytłaczające. Ma się dosyć hałasu, dosyć tłumu w tramwaju, dosyć smrodu spalin. A w momencie apokalipsy – czytaj, realnego zagrożenia kończącego jakiś etap historii cywilizacji – to już na pewno ostatnie miejsce, w którym chcesz się znaleźć. Chyba, że jesteś karaluchem Stefanem. Wtedy Twoje szanse na przetrwanie wzrastają.
Przygotowałam niezobowiązującą prelekcję na antykonwent Rafineria (edycja 2014) – teoretyzowanie na temat apokalipsy i postapokalipsy na przykładzie miasta Warszawa. W zebraniu materiałów do niej pomogła mi „zdobyczna” wiedza militarna (tutaj podziękowania należą się Wojsku Polskiemu). Nie wrzucę tu całej prelekcji, bo rozmiar notki byłby już stanowczo mało atrakcyjny – zwłaszcza że wpisy na moim blogu są już wystarczająco długie. Postaram się skondensować wiedzę, rozbić prelkę na dwa wpisy i przekazać Wam resztę podczas jakiegoś spotkania fandomu, może przy okazji kolejnego konwentu. Tymczasem – pozostawiam Was z teoretyzowaniem dot. skażenia.
Zaczęłam od rutyny życia w Warszawie – spokojnie możecie pod Warszawę podstawić sobie inne wzorcowe miasto. Na przykład Kraków (dodaj smog). Albo Wrocław (Fantastyczny). Albo inne polskie miasto. Koniecznie polskie, bo o polskich realiach będzie mowa w tej notce.
Nie wiem, czym będzie się walczyć podczas III wojny światowej, ale następna wojna po niej będzie na kije i kamienie – Albert Einstein
Postapokalipsę po ataku atomowym w Polsce opisał Robert Szmidt w „Apokalipsie wg Pana Jana”. Był to opis bardzo dokładny i poprzedzony porządnym researchem – w powieści znajdziecie ludzi poparzonych, umierających od chorób popromiennych i o złamanych psychikach. Resztki cywilizacji trzymają w ryzach degeneraci, niezrównoważeni i agresywni przywódcy „państw – miast”. Podobny pejzaż odnaleźć można w „Łabędzim śpiewie” McCammona, który miał polskie dwutomowe wydanie w przeciągu ostatniego roku (wyd. Papierowy Księżyc).
Inny rodzaj końca cywilizacji – apokalipsę zombie – opisuje Andrzej Wardziak w „Infekcji”. Również apokalipsę zombie zaserwuje nam w swojej powieści „Szczury Wrocławia” wspomniany już Robert Szmidt.
Właściwie na tym mogłabym skończyć – powiedzieć „przeczytajcie sobie, tak będzie wyglądało postapo w polskich miastach”. Jednak tego nie zrobię, z bardzo prostej przyczyny. Pisarze to zazwyczaj optymiści. Również powieści postapokaliptyczne są bardzo optymistyczne, mimo nadmiaru melancholii i pozornie dramatycznej treści. W końcu, postapokalipsa to nowy początek. Nowy rozdział w historii świata. Koniec jednej cywilizacji, początek drugiej. Niestety Polsce raczej nie byłoby tak łatwo. Przypominam, że ten artykuł to teoretyzowanie, dlatego bardzo liczę na Wasze komentarze, racjonalną dyskusję i jeszcze więcej źródeł.
Polska jako kraj Europy Środkowo – Wschodniej narażona jest na wiele czynników destrukcyjnych, powstałych na skutek działań człowieka. Wiadomo, mimo zmian klimatycznych nie grożą nam póki co monstrualne powodzie (jak w Azji i Ameryce Południowej) czy trzęsienia ziemi. Możliwe scenariusze apokaliptyczne dla polskich miast to raczej wojna (w tym atak nuklearny), katastrofa ekologiczna będąca konsekwencją działań człowieka (typu głód, skażenie) czy najazd kosmitów (mało prawdopodobne).
Skażenie
O skażeniu poinformują nas oczywiście alarmy. Alarmy standardowe to długi modyfikowany – oznaczający skażenie lotnicze/alarm lotniczy i alarm o skażeniu rozbrzmiewający w całej Polsce. Skażenie na rodzimych terenach zurbanizowanych (jak i w innych państwach) może się pojawić z różnych przyczyn, w tym w wyniku zaniedbań przemysłowych. Pod tym linkiem możecie usłyszeć, jak brzmi standardowy alarm o skażeniu.
Skażenie, w innej formie niż fallout nuklearny, jest trochę „pomijane” przez autorów postapo w literaturze. Osoby wydające się być zainteresowane postapo czy też przetrwaniem apokalipsy ogólnie, powinny poszerzać swoją wiedzę na temat możliwości skażeń. Ogólnie jest to dosyć rozsądne zachowanie również wśród ogółu „mieszczuchów”, nawet nie zainteresowanych prepperstwem. Nie twierdzę, że należy zaraz siać postrach wśród tłumów, ale nawet będąc na zajęciach z PO w szkole powinniśmy większą uwagę poświęcać różnym scenariuszom tego typu zagrożenia. Zwłaszcza z powodu Polic.
Jednym z miejsc, które jest narażone na ogromne skażenie, są Police – a przy okazji również większe miasta w okolicy, w tym Świnoujście. Jeśli w zakładach chemicznych w Policach dojdzie do wybuchu zakładów z amoniakiem, zostanie skażone całe województwo zachodnio – pomorskie. Chmura skażenia rozsieje amoniakowy deszcz po całej Polsce. Czemu zakład ów mógłby doznać uszkodzenia? Ano, jest to instalacja postkomuny i do tej pory większość zakładów chemicznych nie została zmodernizowana. W przypadku zagrożenia reaktorów, do pomocy nad „ogarnięciem” sytuacji wzywa się nie tylko typowe jednostki (straż pożarna), ale również wojsko i jednostki pomocnicze z Niemiec. Sami po prostu nie dalibyśmy sobie rady schłodzić reaktora.
Amoniak to gaz tworzący chmurę skażenia nie mniej niebezpieczną od atomowej – zostawia glebę jałową – czyli to taka atomówka bez ognia. We wrażym momencie (po np. wybuchu) skrapla się w atmosferze i tworzy żółta chmurę – skutkuje to swoistym falloutem tj. opadem amoniaku, zabijającym nawet rośliny.Reaktory prądotwórcze i reaktor amoniaku to jeden z „punktów strategicznych” – tak jak wszelkie rafinerie, kopalnie, inne zakłady chemiczne. Tego chyba nie muszę nikomu tłumaczyć. Warto mieć na uwadze, czy w naszej bezpośredniej okolicy nie znajdują się takie „punkty zapalne”, które mogą stanowić bezposrednie zagrożenie.
Oczywiście istnieją różnego rodzaju środki bojowe, które mogą zmniejszyć skażenie i w zależności od stężenia amoniaku działają z lepszym lub gorszym skutkiem. Jednak taki deszcz amoniaku może mieć fatalne skutki, zwłaszcza dla rolnictwa i hodowli. A jak wiemy głód to jedna z możliwych przyczyn agresywnego wyludnienia miast.
Mam nadzieję, że artykuł Wam się podobał. Posiłkowałam się dostępnymi militarystycznymi źródłami, żelazną logiką, wiedzą własną i „nabytą” dzięki znajomym jednostkom.
W następnej notce napiszę o zagrożeniach atomem.
C.D.N.
Ave!
7 thoughts on “Apokalipsa w Polsce – skażenia.”
Ostatnim karaluchem będzie Janusz. Po Januszu nadejdzie Wszechkaraluch, inkarnacja wszystkich karaluchów zabitych kiedykolwiek, i pożre słońce.
BTW jak wrażenia po triumfalnym powrocie wirusa Ebola?
Jest możliwe. Potwierdzone info przez odpowiednią jednostkę wojskową.
D: Skażenie województwa przez Police jest możliwe wyłącznie w przypadku uwolnienia całości amoniaku na raz. To mało prawdopodobnie, ponieważ nie ma ogromnego zbiornika.
@Wuem: Jesteś fanem kolejnego zlodowacenia?
Zielona?
POLSKA BIAŁA!
Żelazową 😛 Widzisz jakieś braki? 😉
Nie tak do końca żelazną. 😉
Comments are closed.