Czołgiem!
Zdarzają się takie ,,abominacje”, jak kobiety piszące fantastykę. Owszem. Ale co z Czytelniczkami fantastyki? Jest nas mało czy dużo, co czytamy i dlaczego? Czy szczytem naszych marzeń literackich naprawdę jest Trudi Canavan, cyklicznie odgrzewane baśnie braci Grimm i fantastyka romansowa? Czy kobietę czytającą Grzędowicza, Kinga albo mocną rosyjską post apokalipsę powinno się zamykać w beczce i obwozić po wsiach jako niespotykane dziwadło?
Oczywiście, że nie. Kobiety czytają fantastykę. Mocną, krwawą i polityczną. Baśniową romansową, ale też mroczną i metaforyczną. Zatem czemu są często pomijaną grupą docelową rynku?
Rynek fantastyczny w Polsce ma się dobrze z jednego prostego powodu – istnieje. Jest cień szansy dla Pisarek, są możliwości dla Czytelniczek.
Niestety, zbyt często my – Czytelnicy – zalewani jesteśmy chłamem w postaci ,,posiekałem tłum, napiłem okowity i zdobyłem to i owo waćpanny”. Potokiem płytkiej, „męskiej” fantastyki w złym wydaniu, gdzie tylko fakt o zdolności sklecenia narracji można uznać za sukces.
Nie twierdzę, że każda męska fantastyka jest kiepska. I też daleka jestem od stanowiska, że „zdarzają się wyjątki”. Uważam po prostu, że książek płytkich i niespełniających nawet swojej podstawowej funkcji – rozrywki – jest na rynku zbyt dużo. Nie każdy czyta Dukaja, można rzec. Fakt, ale czemu też nie zawalczyć o dobrą literaturę? Tak dla kobiet, jako i mężczyzn.
O tymże między innymi ten kawałek bloga.
Ave