Babcina spiżarka, czyli jak przeżyć w piwnicy

Czołem!

Poprosiłam Was jakiś czas temu o podrzucanie swoich propozycji tematów na bloga, oscylujących dookoła postapokalipsy. Moja prośba spotkała się z bardzo interesującym odzewem, którego pierwsze efekty właśnie wyświetlacie na monitorach.

Bartek „Amel” wysłał taką oto propozycję tematu z uzasadnieniem:

Babcina spiżarka, czyli jak przeżyć w piwnicy, gdy świat poszedł się jebać. Przy okazji chciałbym pozdrowić swoją mamę, która kawałek deski brała za tylną ściankę regału, a okazała się tylko deską, za którą znajdowały się kilkunastoletnie przetwory, dalej zdatne jedzenia. Sprawdzałem, przeżyłem.

Amel w swojej propozycji tematu poruszył dwie ważne kwestie – po pierwsze, ile czasu możemy przetrwać tylko dzięki zapasom. Po drugie, jak możemy zdobyć jedzenie po skonsumowaniu zapasów ze wspomnianej spiżarki?

Załóżmy, że z powodu ogólnoświatowej katastrofy świat jaki znamy przestał istnieć. Jakimś cudem schroniliśmy się w piwniczce i udało nam się przeżyć. Oczywiście, musimy pamiętać o szeregu czynników towarzyszących naszej „posiadówce”. W końcu możemy umrzeć z powodu braku wody pitnej, wilgoci (nieleczone zapalenie płuc jak znalazł), chorób spowodowanych bakteriami (co w takiej piwniczce zrobić z ekskrementami i skąd wziąć spirytus do mycia rąk?), toksycznych pyłów ze zbudzonych budynków czy… choroby psychicznej.

Domowe przetwory, tak jak napisał Amel, mogą przetrwać nawet kilkanaście lat i wciąż być zdatne do spożycia. Wszystko zależy od tego, jak zostały wykonane – czy słoiki były czyste i szczelne, czy nie powstała w nich pleśń. Tak naprawdę piętnastoletni słoik dżemu może być niemal tak samo pyszny, jak pięcioletni. I nie tylko dżemu – pamiętajcie, że przetwory to także warzywa, sałatki, grzyby i… jajka oraz mięso. To, co postanowicie przyrządzić, zależy wyłącznie od Was. No, ewentualnie od Waszych babć.

Jednak jest pewien szkopuł – o ile takie przetwory nie muszą się zepsuć przez kilkanaście lat, to na pewno stracą większość swoich walorów smakowych i odżywczych. Wtedy zmuszeni jesteśmy do uzupełnienia zapasów.

Główne etapy zdobywania pożywienia podczas wszelakiej formy outbreaków to: szaber, zbieractwo, polowanie i rolnictwo. W kilka do kilkunastu miesięcy po apokalipsie następuje szaber, czyli przetwarzanie wyprodukowanych przed apokalipsą towarów. Potem, gdy sklepowe półki, prywatne spiżarki i wojskowe magazyny pustoszeją, ludzie zaczynają parać się zbieractwem i polować.

Zbierane są zdziczałe plony z porzuconych gospodarstw wiejskich, korzonki, grzyby, jagody. Poluje się na zdziczałą trzodę, która jeszcze trzyma się dawnych ludzkich siedzib, choć już tak nie ufa człowiekowi. Potem następuje powrót do rolnictwa i hodowli, czyli spowolnienie konsumpcji i przyspieszenie produkcji. Tylko najsilniejsi dotrą do ostatniego etapu – pytanie, jak to zrobić? Jak przetrwać?

Grunt to nie dać się złapać w „pułapkę królika”. O co chodzi?

Królik jest tym zwierzątkiem, którym notorycznie odżywiają się nasi ulubieni bohaterowie postapokaliptycznych historii. Nie raz i nie dwa książkowy bohater zostaje odratowany od śmierci dzięki temu, że jakimś cudem udało mu się złapać i zjeść królika. Błąd. Królicze mięso jest na tyle chude, że koszt kaloryczny przygotowania i spożycia posiłku z samego jego mięsa jest wyższy, niż liczba kalorii otrzymana z mięsa.

Dlatego jeżeli nie jedliście dwa tygodnie i macie opcję – zjeść lub nie zjeść królika – wybierzcie tę drugą możliwość. Chyba, że macie możliwość dodania czegoś bogatego w kalorie do potrawki, chociażby innego rodzaju mięsa w towarzystwie ziemniaków wykopanych z resztek pól.

Tak samo żaby! Średnio 15 – 25 żabich udek powinno wystarczyć na posiłek dla przecietnego mężczyzny (tak odzywiali się np. uciekinierzy z więzień przed II wojną światową).

Czy można „przeżyć w piwnicy” podczas apokalipsy? Czy dzięki zapasom starego świata możemy przetrwać więcej niż kilka lat? Moja odpowiedź brzmi – nie. Musielibyśmy zgromadzić naprawdę wiele zapasów, przechowywać je rozsądnie (np. mąka jest zdatna do spożycia do 15 lat, jeżeli umiemy ją składować) i bronić ich. Gdyby armagedon był przewidywalny, nie nazywano by go „końcem świata”. Przygotowując się na koniec końców lepiej inwestować w wiedzę, niż jedynie powiększyć spiżarnię. Nikt nie ukradnie Wam z głowy wiedzy, które korzonki i grzyby są jadalne. A żywność? Wystarczy ostry kawałek metalu.