“50 zmierzchów Gerarda”

Czółko!
Na dobry początek weekendu podrzucam Wam krótkie i uber zabawne opowiadanie, będące parodią paranormal romance. Zanim jednak stwierdzicie, że zamykacie w cholerę to okno w przeglądarce, zauważcie KTO jest autorem – Marcin Podlewski. Podlewski to autor znakomitej powieści “Happy End” (z silnym wątkiem apokaliptycznym), który właśnie podpisał umowę z jednym z najwiekszych wydawnictw fantatsyki w Polsce. Poniższa parodia, czyli “50 zmierzchów Gerarda”, jest dostępna również na fanpage’u autora. Polecam serdecznie kliknąć w LINK i polubić Marcina 🙂
Ave!

Streszczenie wcześniejszych wydarzeń:
Anna Stone, piękna, seksowna ale nieśmiała nastolatka wyjeżdża razem z matką do deszczowego, zalesionego Spoons. Jakież jest jej zdziwienie, gdy — w starym pamiętniku matki schowanym na strychu odkrywa, iż jest potomkinią wielkiej czarownicy Anny Marii Victorii Stone! Rozentuzjazmowana Anna zaczyna opisywać swoje przeżycia na kolejnych, pustych stronach pamiętnika babci. W międzyczasie zauważa, że śledzi ją małomówny uczeń z jej szkoły, Gerard: niezwykle przystojny młodzieniec o szarych oczach, który nocami wyje do księżyca, przechadza się po cmentarzach i wykazuje dziwaczną chętkę, by ugryźć ją w szyję… Tajemnica wychodzi na jaw — Gerard jest wampirowilkołakiem zombie — nie ma to jednak znaczenia, bo w Annie zaczyna rodzić się gorące uczucie i mówiąc oględnie, zaczyna czuć tzw. “wolę Bożą”…
Rozdział dziewiąty
“— Nic nie rozumiesz — jęknął Gerard i odsunął się ode mnie. Pragnęłam go dotknąć, w mojej piersi biło rozgorączkowane serce. Gerard oparł się o drzewo i zaczął mimowolnie unosić jedną nogę. — Widzisz! — jęknął żałośnie. — Nie mogę się powstrzymać… tyle tu drzew…
— Gerardzie —szepnęłam. — Pragnę ci tylko pomóc…
— Nie możesz tego uczynić — zaprzeczył. — Jako wilkołak, pragnę twego serca — wyznał, a mnie przeszedł dreszcz. Tak bardzo pragnęłam by dotknął moich nastoletnich piersi… — Jako zombie pragnę pożreć twój mózg — dodał, a ja, rozdygotana namiętnością przetarłam spocone nagle czoło chroniące mój intelekt — a jako wampir muszę wyssać twą krew! — krzyknął rozpaczliwie i rzucił się na mnie. Jęknęłam, osłaniając pierś.
— Gerardzie, nie!
Był tak blisko… jego alabastrowa skóra wampira z seksownym owłosieniem wilkołaka i zimny oddech zombie sparaliżował całe moje jestestwo. Jego blade usta zbliżyły się ku memu sparaliżowanemu lękiem lewemu sutkowi. Sama nie wiedząc co czynię, wezwałam Moce Anielskie i odepchnęłam Gerarda. Wampirowilkołak zombie jęknął rozpaczliwie i uciekł w mrok lasu Spoons. Omdlałam.
— Czy nic ci się nie stało? — usłyszałam nagle i otworzyłam oczy. Stał nade mną Julian z umiejscowionej obok liceum Spoons szkoły zawodowej. Przystojny, choć nieco usmarowany smarem, unosił mnie swoimi silnymi rękami. — Znalazłem cię omdlałą na darni…
— Och Julianie! — zapłakałam, tuląc się do jego szerokiej, męskiej piersi. — Czy nikt mnie nie rozumie…?
— Ja rozumiem — wyszeptał — rozumiem, choć jestem tylko skromnym… robotem.”
Ciąg dalszy wkrótce!