Czołgiem!
W sobotę o 18:00 odbył się ósmy już zombie walk w Warszawie. Fani gatunku, ucharakteryzowani na żywe trupy, przeszli ulicami stolicy z typowym dla zombie szuraniem. Z tej okazji przeprowadziłam krótkie Q&A z jednym z organizatorów Zombie Walk, Kubą.
Enjoy!
Jak wiadomo, pierwszy w historii ZW zorganizowała szóstka fanów z Toronto. Kto stoi za warszawskim Zombie Walkiem?
Jakub Korobczyc: Za pierwszym Zombie Walk w Warszawie stała czwórka jeszcze wtedy nieznajomych osób. Jedna z nich zaproponowała na nieistniejącym już portalu Grono, aby zorganizować taką akcję w naszym mieście. Ja, jako koneser filmów o żywych trupach szybko dołączyłem się do organizacji i tak już zostałem. Od czwartego marszu organizuję zombie walk w pojedynkę, chociaż w samym przeprowadzeniu marszu pomagają mi znajomi.
To już ósmy ZW w stolicy! Jak wspominacie swój pierwszy „spacer”?
J.K.: Nasz pierwszy spacer był dość krótki (pierwsza trasa była niemalże o połowę krótsza niż obecna) aczkolwiek frekwencja była zaskakująco dobra, w wydarzeniu wzięło udział na oko 200 osób. Była to zupełna nowość w naszym kraju i uczestnikom spodobało się tak bardzo, że marsz wpisał się już na stałe w kalendarz wydarzeń stolicy.
Jakie rodzaje zombie można spotkać na marszu?
J.K.: Na marszu można poza zwykłymi żywymi trupami można spotkać zombie reprezentujące różne profesje. Robotnik, pielęgniarka czy policjant to przykłady. Zdarzają się też uczestnicy, którzy trochę odchodzą od formuły i idą w stronę cosplay – przykładowo ktoś przebrał się kiedyś za postać z seri X – Men. O ile podoba mi się wysiłek i pomysłowość takich uczestników, to jednak wolałbym na marszu bardziej „realistyczne” zombie. Najlepszy efekt to jednak taki, który wygląda jak żywcem wyrwany z filmów o zombie.
Staraliście się o możliwość oficjalnego marszu czy może spotkaliście się z utrudnieniami ze strony Miasta?
J.K.: Marsz jest „oficjalny”. Obecnie zombie walk jest legalnym, zgłoszonym zgromadzeniem tak jak każdy inny marsz. Miasto nigdy nie robiło nam problemów.
Spotkaliście się kiedyś z negatywnym odbiorem ze strony mijanych mieszkańców? W końcu zombie nie należą do najpiękniejszego uniwersum fantastycznego…
J.K.: Oczywiście nie wpadamy w poczucie humoru wszystkich mieszkańców Warszawy. Nie wszystkie dzieci rozumieją, czym jest nasz marsz (chociaż warto dodać, że kilkuletnie dzieci również biorą udział w marszu) i boją się, co powoduje „opieprz” od rodziców. Jest to zrozumiałe, ale niestety niedużo da się z tym zrobić, nocny marsz nie wchodzi póki co w grę. Zdarzają się również podpite jednostki wykrzykujące przekleństwa w stronę uczestników, ale nie jest to ani zaskoczenie, ani szczególny problem.
Czy ZW to jedyna w swoim rodzaju inicjatywa fandomu w Polsce. Bierzecie udział w innych wydarzeniach dotyczących zombie? A może byliście na IV Warszawskiej Nocy Postapokalipsy (przyp. IV edycja przebiegałą pod hasłem „Zombie night”)?
Zombie Walk chociaż organizowany przez fana filmów o żywych trupach, nie jest związany z żadną konkretną grupą fanowską.
Organizujecie konkurs, w którym można wygrać „Infekcję” Andrzeja Wardziaka, polską historię o apokalipsie zombie umiejscowioną w Warszawie. Nie myśleliście nad tym, aby zorganizować trasę marszu w oparciu o książkę?
J.K.: Obecna trasa marszu jest już tradycją, jest optymalna pod względem liczby przejść przez ulicę (nie chcemy blokować ruchu) oraz prowadzi przez najbardziej reprezentatywne miejsca w stolicy (centrum, nowy świat, krakowskie przedmieście, plac zamkowy). Nigdy nie zmienimy trasy z powodu promocji jakiegoś produktu, nawet książki o zombie
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Ave!
*Foto Warszawa, 28.06.2014. Zombie Walk 2014. Fot. Maciek Markowski/Na Poziomie