Cycki, koks, ruski boks. Recenzja Sztywnego

Czołgiem!

Od kiedy „Sztywny” Gołkowskiego ujrzał światło dzienne, minęły już dwa lata. To dosyć długo w życiu tak płodnego autora, jak Misza. Dziś mogę umiejscowić książkę w szerszym kontekście – tym lepiej, bo jest to chyba największy paradoks literacki, który wypełzł spod pióra Michała Gołkowskiego.

Kto z paskami spodnie nosi…
Głównym bohaterem książki jest Sztywny, dresiarz, który dorabia sobie jako „stalker do wynajęcia”. Jest typowym bandytą, który najpierw coś zrobi, potem dopiero pomyśli. Warsztatowo, Sztywny jest bardzo przemyślanie skonstruowaną postacią, przy której reszta dresiarstwa wydaje się być tylko słabą kalką. Polubiłam go, choć autor nie zawsze nad nim panował.

Szkoda, że bohaterowie drugo i trzecioplanowi nie zostali lepiej zaznaczeni. To zmarnowany potencjał na naprawdę dobry background opowieści. Dresbanda Sztywnego wydaje się być stworzona na zasadzie „kopiuj wklej”, różniąc się jedynie ksywami, z których czytelnik i tak zapamięta tylko Jądro. Bohaterki żeńskie są natomiast potraktowane tak prymitywnie, że pominę je milczeniem.

Folklor blokowiska i gatunkowy patchwork
Bardzo spodobał mi się  naturalizm powieści – klimat, slang, wschodnie blokowiska. Autor przedstawił idealną scenerię dla rozgrywającej się historii. Wszystkie elementy dresiarskiego świata  zgrabnie łączą się w całość. To jedno z takich uniwersów, które pamięta się przez wiele lat, mimo jego wulgarności i przaśności. Aż szkoda, że to nie początek nowej serii urban fantasy.

 To, co najbardziej zaszkodziło historii to paradoksalnie umieszczenie jej w Fabrycznej Zonie. „Sztywny” to swoisty patchwork, zszyty z czarnej komedii, Masłowskiej, wschodniego naturalizmu i S.T.A.L.K.E.R.a. Niestety zszyty mocno nierównym ściegiem. Przeładowanie gatunkowe szkodzi płynności narracji, przez co przygoda mocno się rwie.

Język
Największym minusem książki jest wykonanie scen łóżkowych. Nie było dla mnie niespodzianką, że sceny erotyczne będą wulgarne i będzie ich sporo. Jednak rozczarowaniem była ich „paździerzowość”, która wkradała się głównie za sprawą kiepskiego języka  i wątpliwego realizmu. Nie lepiej wypadają sceny w Zonie, które niespodziewanie nużą.

Ponadto w „Sztywnym” znalazło się w sporo „murakamizmów”, czyli niepotrzebnych dłużyzn w stylu „przyszedłem do domu, umyłem się, poszedłem spać, wstałem, wziąłem alcazelter, poszedłem po wódkę”. 

Podsumowanie

Trzeba  pamiętać, że to nie jest książka, od której zaczyna się przygodę z Fabryczną Zoną czy literacką serią S.T.A.L.K.E.R. Za dużo tu easter eggów, odnisień do FZ. Czytelnik musi znać kontekst, aby w pełni czerpać przyjemnosć z lektury. Samo oglądanie Life is Boris też nie wystarczy…

Książka bardzo irytuje na poziomie żeńskich bohaterek. Rozumiem, że Michał Gołkowski chciał odmalować wizerunek typowej Karyny. Niestety przesadził i dostajemy kolejną książkę Fabryki Słów, która ukazuje kobiety tylko jako zawsze chętne zabawki erotyczne, „stare” (vide wspominana jedynie matka Sztywnego) albo zdradzieckie kurwy.

Podsumowując, „Sztywny” to bardzo nierówna książka. Na każdy plus książki mogę znaleźć minus, i odwrotnie. Podejrzewam, że mało wymagający czytelnik nawet nie zwróci uwagi na te elementy, które mnie irytowały. Szkoda mi jedynie zmarnowanego potencjału, bo mogła to być o wiele lepsza książka. Choć wciąż jest warta uwagi.

Ave!