Obecnie cmentarz to około tysiąca pojazdów – głównie wojskowych ciężarówek – Krazów i Ziłów. Każdy z porzuconych tu mechanicznych weteranów ma wymalowany białą farbą numer i… wydarte serce – ze wszystkich pojazdów w strefie silniki zostały skrupulatnie wymontowane. Wydaje się to dziwne – to w końcu ten sprzęt jest radioaktywny, czy nie? Przejście przez cmentarz z licznikiem Geigera nie daje jednoznacznej odpowiedzi – stopień pomiaru jest bardzo różny – od pełnego niepokoju popiskiwania przy wojskowym pojeździe inżynieryjnym o zaspawanych ołowianymi płytami oknach do kompletnego braku reakcji na rdzewiejące blachy miejskiego autobusu. Prawie wszystkie pojazdy mają na burtach odmalowany z szablonu napis, o którym śni każdy domorosły stalker – 30NA – nie pozostawia wątpliwości – to nie jest zwyczajne złomowisko.
Komandoskim truchtem przemykam między pojazdami chcąc jak najwięcej zobaczyć. Szkielety wielkich śmigłowców spoczywają na dachach ciężarówek, niewielkie transportery opancerzone, którymi rozbijało się tutaj wojsko – wiele jest także olbrzymich gąsienicowych pojazdów inżynieryjnych, pośród wojskowej spranej zieleni jest też kilka pojazdów cywilnych, autobusów i wreszcie…
Wyblakła czerwień przecięta białymi pasami, maska celująca w niebo, rozwarta w niemym krzyku – potężny Ził 130, wóz straży pożarnej, napęd na wszystkie koła, wielkie, terenowe opony. Dla „Bitwy o Czarnobyl” te pojazdy to prawdziwi bohaterowie – to w tych maszynach do walki z żywiołem, jak się na ich nieszczęście okazało – nie ogniem –wyruszali pewnej kwietniowej nocy ukraińscy Strażacy. Pierwsi żołnierze na froncie tej dziwnej wojny, a także pierwsze – i jak dotąd według oficjalnych danych – jedyne jej ofiary.