Ostatniego zeżrą psy. Recenzja

Czołgiem!

29 września miała miejsce premiera drugiego tomu cyklu Sławomira Nieściura. Książka została wydana pod patronatem P-AP i Nerd Kobiety.

Recenzję Saladyna dla Post – Apokalipsa Polska możecie przeczytać tutaj: KLIK .

Przy okazji gorąco Was zachęcam do wystawiania swoich opinii tej książce i innym tytułom z Fabrycznej Zony na lubimyczytac.pl: KLIK .

Déjà vu

Sławomir Nieściur w „Ostatniego zeżrą psy” udowadnia, że… zarówno potrafi, jak i nie potrafi tworzyć bohaterów. Ten problem był już widoczny w jego pierwszej książce. Szkoda, że autor i redaktor nie pracowali nad nim w drugim tomie.

W „Ostatniego…” spotykamy Dimę i spółkę. Okrutnie ich nie lubię. Od początku bardziej przypominają bandę januszowych opryszków, niż bezwzględnych naukowców na misji.

Czytanie o nich niezwykle mnie irytuje, zwłaszcza przez „zlewanie się” charakterów. Kiedy myślisz, że bohater A jest łagodny, wybucha jak bohater B. Kiedy bohater B jest tym racjonalnym, nagle okazuje się być psychopatyczny, jak bohater C itd. Zasada dotyczy wszystkich bohaterów książki, gdy w scenie wyeksponowana jest więcej niż jedna postać. Ten narracyjny bigos wytykałam już pierwszej książce.

Sceny z wykrystalizowanym bohaterem głównym pokazują, że gdy autor ma o wiele więcej miejsca na pokazanie postaci, historia od razu nabiera rumieńców. Jest bardziej plastyczna, przekonująca i interesująca. Nawet, kiedy każda postać jest zbudowana na schematach.

 

Sensacja

Historia rozkręca się powoli, poziom scen jest dość nierówny. Zdecydowanie najlepiej wypadają te z mieszkańcami Strefy, najgorzej – te z ekipą naukowców. Niestety, w trakcie lektury kilka razy ziewnęłam z nudów, mimo że akcji w książce nie brak. Trzeba też zaznaczyć, że ciężko wyklarować, kto jest głównym bohaterem książki. Łowczy? Naukowcy? Waruchin?

Mniej więcej w jednej trzeciej historii pojawia się mój ulubiony duet, Rybin i Jusupow. Cierpiałam, że musiałam tyle czasu czekać na moich łowczych (shippuję ich, hehe), zanim nie wkroczą do historii na dobre. Uważam też, że poświęcono im stanowczo za mało „czasu antenowego”. Widzę w nich ogromny potencjał na głównych bohaterów.

Sceny akcji były nudniejsze i mniej dojrzałe warsztatowo, niż opis życia wsi w Strefie. W tym drugim przypadku czuć surowy klimat „końca świata”, a napięcie narasta powoli acz efektywnie. Być może moje uwielbienie dla „Chłopów postapo” to wina Artura Olchowego i jego genialnej „Czarownicy znad Kałuży”. Może to po przez książkę Artura na kolejne podrzynanie gardeł i wyliczanie rodzajów karabinków reaguję krótkim „meh” *?

Zona Nieściura

Muszę zgodzić się z Saladynem (link do recenzji powyżej), że zdecydowanym plusem książki jest sposób opisywania zony. Menażeria mutantów i anomalie, widziane oczami zwykłego człowieka, to główna cecha wyróżniająca tę serię na tle innych książek Fabrycznej Zony.
Zabieg ten odświeża uniwersum, choć za cenę pozbawienia go swoistej magii, za którą cenię opowiadania Michała Gołkowskiego („Ołowiany świt”). Nie jest też tak dramatyczna, jak u Noczkina. Jest za to chyba najbardziej postapokaliptycznym tytułem ze stalkerskiej serii.

Muszę jednak przyznać, że „spotkania” naukowców z mutantami i anomaliami przemawiałyby do mnie bardziej, gdyby ci antybohaterowie przejawiali większą ciekawość dziwnymi zjawiskami. Tymczasem to żołdacy i łowczy są o wiele bardziej zainteresowani zmianami w strefie, niż specjaliści z najlepszymi dyplomami.

Przychodzi baba do lekarza, a lekarz krawasos

W „Ostatniego…” fani znajdą kilka easter eggów, np. żołnierzy o ksywach Misza, Taras i Wołodia**. Znalazło się również parę sucharów, jakkolwiek nie wiem, czy zamierzonych, np. ten z książką Kiplinga. Wyjaśnianie terminu „stalker” w książce, który chyba pada po raz pierwszy w połowie historii, tylko podkreśla, że to pozycja głównie dla rozpoczynających przygodę z Fabryczną Zoną.

Jeżeli chodzi o postaci żeńskie, to czytelniczki będą zawiedzione. Kobiet w książce jest mało, a jak już się pojawiają, to raczej będą żonami i matkami, jak konserwatywna staruszka (uleciała mi do niej cała sympatia, gdy przeczytałam „Wiadomo, gdzie trzy kobiety, tam brud przystępu nie ma” …) czy seksowna mamuśka (Galina). Autor postanowił też wrzucić przyśpiewkę o zabieraniu babę w zonę… TRIGGERED 😉

Podsumowanie

Powtórzę się, ale Nieściur to dobra pozycja dla osób, które dopiero zaczynają przygodę z Fabryczną Zoną. Osobiście preferuję magię i dramatyzm Noczkina, dla bardziej wymagającego czytelnika.

Czytając „Ostatniego zeżrą psy” nie mogłam pozbyć się wrażenia déjà vu. To już było, te błędy warsztatowe już popełniono. Mam wrażenie, że autor zaczął dusić się w uniwersum. Mogło być o wiele lepiej, zwłaszcza po tak dobrym pierwszym tomie, tymczasem jest tylko poprawnie.

Ave!

 

*Wywiad z Arturem przeczytajcie sobie w tych trzech miejscach:

Link:   Czy postapo musi być globalne?

Link: Ciężkie życie Mazura

Link: Księża to najlepsi antagoniści postapo

**Taras, mój ukochany Taras <3

4 komentarze do „Ostatniego zeżrą psy. Recenzja

  1. Wskaż miejsce w powieści, gdzie autor wylicza nazwy karabinków 😀

    Poza tym, czy w każdej powieści musi być/muszą być główny bohater lub bohaterowie? Dla mnie już od pierwszego tomu było jasne, że to taka powieść polifoniczna w Zonie, co uważam za odświeżające odejście od schematu jednego herosa i jego przygód.

  2. Wspomniałeś o kobietach. Jestem ciekawa, czy są tego typu książki z silnymi kobietami w roli głównej. Niestety spotykałam na same męskie postacie, a kobiety były jedynie jako „przeszkadzajka” w tle.

    1. Wspomniałam 😉 Jestem dziewczyną 😉
      Są, są! Choć w PL ciężko takie znaleźć. Spróbuj na początek Czarownicę znad Kałuży, kocham tę książkę. Przygotuję tekst o takich książkach 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.