Moje nowe objawienie

W notce wstecz kilka ogólników. O kondycji rynku wydawniczego, żałośnie małych tantiemach i wyzysku Autora i Czytelnika pisać mogę długo i namiętnie. Równie dobrze mogę namiętnie pisać o gorącej  lepkiej od krwi i wódy miłej mi rosyjskojęzycznej fantastyce. O tym, że jedną z myślących grup w tym kraju są artyści – literaci (i to też nie zawsze). O nowościach i starościach.
Tymczasem będzie o Kosiku Rafale.
Rafał Kosik. Moje nowe fantastyczne objawienie, mam nadzieję że będzie dawał radę przez kolejne tomiszcza. Wyguglany na fejsbuku inteligentny ,,mężatek” o przyjemnej facjacie. Pisze już hohoho!, a ja zawsze mam wrażenie, że czytam wybitnie utalentowanego studenta – fantastę. Zanim jednak oddam cześć i honory, muszę przyznać się przed drogą Gawiedzią, że nie wszystko jeszcze autorstwa Autora wpadło mi w łapki. Może ktoś podeśle, pożyczy, podszepnie – i będę mogła zrecenzować resztę nieoczytanego dorobku.
Od czego się zaczęła moja przygoda z panem Kosikiem, a raczej z jego wytwórstwem?
Mieszkanie u dobrych znajomych, warszawski Żoliborz. Pełno książek – od sufitów po dachy. Zawsze, kiedy zaglądam, wynajduję przynajmniej dwie książki, które pragnę. Książki zawsze wracają do właścicieli. Być może z mojej strony to wyrachowane, traktować przyjaciół jak prywatną bibliotekę, ale gdybym miała kupować każdą książkę, o której myślę, poszłabym z torbami.
Pewnego dnia, buszując w regałach, znalazłam ,,Kameleona” Kosika. Okładka – bardzo fajna. Bardzo miła oku edycja. Dawno ilustracja na okładce mi się tak nie spodobała, a muszę przyznać, że digital traktuję bardzo surowo (co zrobić, nie lubię digitalu). Bach! Projekt graficzny i okładka drogiego Autora. Pan Kosik się naprawdę postarał i zaczęłam go lubić. Ma facet gust.
Przeczytałam kilka pierwszych stron i popadłam w kameleonomanię. Zanim dojechałam na moje odrzewione Młociny, przeczytałam kilka rozdziałów.
Właśnie. Rozdziały są krótkie, ale tylko na plus. Książka jest fajnie ułożona i zedytowana, redakcja i korekta tak miłe oku (brawo Panie, w tym szanowna Żono Autora, które poświęciły zapewne niejedną dłuższą chwilę. Jestem przeciwniczką długich rozdziałów czy źle podzielonej treści, ponieważ zabierają radość z czytania „kawałkami” – w autobusie, w kolejce, w każdej wolnej chwili. ). A w ,,Kameleonie” wzrok się nie męczy, mózg się nie męczy, można spokojnie rozkoszować się fabułą. Autor tak przyjemnie prowadzi akcję (przy wspomnianym rozkładzie akapitów czy rozdziałów), że Czytelnik płynie z narracją. Niestety, rytm trochę się gubi i plącze pod koniec książki, od trzysta kolejnej strony. Ale czyta się dalej.
Okładka zmyliła mnie. Miałam nadzieję na scenie fiction, a jako że rzadko sięgam po SF a zwłaszcza polskie, chciałam nadrobić zaległości. Tymczasem, w ,,Kameleonie” mamy połączenie SF właśnie i lekko steampunkującej fantastyki. Choć klimat tego drugiego elementu narracji raz jest dość „średniowieczny” (miecze, wsie i królestwa), raz właśnie ,,steampunkujący” (muszkiety, nagle karabiny, parowe maszyny bojowe) to całość wyszła niesamowicie. Miałam spore obawy przed takimi połączeniami, które z reguły są zbyt śliskie i bolesne dla większości Autorów. Rafał Kosik sobie bardzo gładko poradził i ów klimat jest jednym z największych plusów książki.
Kolejny plus to bohaterowie – dwóch braci, wokół których toczy się akcja. Co mnie mile zaskoczyło, to zgrabne manipulowanie emocjami Czytelnika. Z początku narracja toczy się wokół brata nr 1, astronoma. Och, nie cierpię tej gnidy, ale kiedy w końcu zaczynam lubić bohatera i nienawidzić jego brata Pachzana, nagle przeskakujemy na front gdzie walczy brat nr 2 i sytuacja odwraca się kompletnie.
Czasami można się już pogubić wśród zastępów bohaterów – naukowców, żołnierzy, dowódców i całej reszty masy fabularnej. Nie jest to jednak duży problem, w przypadku ,,Kameleona”. W pewnym momencie już nawet bohaterowie nas nie obchodzą, a akcja zacieśnia się wokół możliwego końca cywilizacji.
Bardzo serdecznie polecam ,,Kameleona”. Jest wiele rzeczy, których nie napisałam o tej książce, ale powstałby wtedy esej zamiast krótkiej blogowej recenzji. Mam nadzieję, że odkryjecie je, czytając.

P.S. Nie będę zdradzać więcej szczegółów czy zakończenia. Zostawiam to na chamskich ludzi w autobusie, nie przepuszczających kobiet w ciąży i staruszek. Ci, którzy czytając jednocześnie, źle traktują współpasażerów, zasługują na zdradzenie im zakończenia i zepsucie zabawy. Czytanie nie tłumaczy braku kultury, ale zobowiązuje. O!
Ave