Czołem!
Marcin Podlewski to jeden z moich ulubionych literatów i… partnerów do rozmowy. Udało mi się porozmawiać z nim na Pyrkonie, choć nie było to łatwe. Za każdym razem, kiedy podchodził do stoiska Fabryki Słów, nowy fan materializował się znienacka, prosząc o autograf. A potem następny. I następny. I następny…
Zrobiło mi się ciepło na sercu, widząc tylu fanów space opery Marcina. Bez dwóch zdań, „Głębia” to jeden z najlepszych tytułów, jakie czytałam w tym gatunku. I może dlatego Marcinowi udaje się zdobyć z tej racji nagrody i wyróżnienia. Nie mówię tu tylko o cyklu „Głębia”, ale także o opowiadaniu „Edmund po drugiej stronie lustra”, publikacjach w antologiach czy o jego debiutanckiej powieści „Happy END”. Tym bardziej ucieszyłam się więc, gdy poznałam jego plany na najbliższe lata…
Jak Ci się podoba Pyrkon 2017?
Tegoroczny Pyrkon jest bardzo fajny i masakryczny zarazem. Miałem wrażenie, jakbym przez 5 godzin chodził po gigantycznym Tesco. Jest oczywiście bardzo fajnie, jest niesamowity tłum ludzi. Po pewnym czasie przestaje się już widzieć kto jest przebrany, a kto normalnie wygląda. Już nie odróżniam cosplayerów od zwyczajnie ubranych ludzi.
Wczoraj był pierwszy dzień konwentu. Jakie masz wrażenia ze swoich prelekcji?
Wczoraj [w piątek, przyp. DT] była moja prelekcja na temat Stripsów, czyli Symulacyjnej Techniki Rozwoju Intelektu Postludzkiego. Myślałem, że na przyjdzie niewiele osób. Raz, że była ona o godzinie 20:00 a dwa, że poruszała trudne zagadnienia techniczne, związane z symulacją rzeczywistości, AI, z paradoksem chińskiego pokoju – czyli dość skomplikowane technikalia. Ale ku mojemu zdziwieniu ludzie przyszli tłumnie. Byli tym tematem bardzo zainteresowani, co mnie oczywiście ucieszyło.
Dziś [w sobotę, przyp. DT] mam wykład na temat samej „Głębi”. Będzie to kilka slajdów na temat galaktografii, czyli researchu, a później wykład na temat wszechświata Wypalonej Galaktyki.
Czy te osoby, które nie były na Pyrkonie, będą mogły jeszcze gdzieś posłuchać tych wykładów? Może gdzieś są dostępne?
Na pewno będzie można posłuchać tych wykładów w Nidzicy, w Cytadeli [Festiwal Cytadela w Twierdzy Modlin, 26-28 maja, przyp. DT] i myślę, że na każdym konwencie, na którym się zjawię w tym roku, będę te wykłady „męczył”.
Skąd pomysł na publikację streszczenia cyklu?
To było tak, że na początku napisałem streszczenie dwóch pierwszych tomów dla Michała Cetnarowskiego, mojego redaktora literackiego. To miało być takie sympatyczne ułatwienie w jego pracy, bo jednak „Głębia” jest gruba, a dzięki streszczeniu poprzednich tomów było mu wygodniej przeprowadzić redakcję literacką. Później powstała koncepcja, żeby to streszczenie wrzucić do szczotek wysyłanych do recenzentów. I tak też się stało. Co prawda nie zostało ono wydrukowane w normalnie wydanym trzecim tomie, natomiast można je ściągnąć ze strony Fabryki Słów w formacie elektronicznym, w PDF, w mobi albo w epubie. Ale ostrzegam – to jeden wielki spoiler.
Zacząłeś już pracę nad czwartym (i ostatnim) tomem?
Tak, pracuję już nad czwartym tomem. Myślałem, że skończę go w czerwcu tego roku, ale ten tom pisze się najdłużej. Nie chodzi tutaj o brak weny, ale jest tam tyle wątków, które wymagają definitywnego domknięcia i tyle spraw trzeba zakończyć, że konieczna jest stała kontrola w trakcie pisania – a to wydłuża czas pracy. Dokończę zatem książkę w tym roku i mam nadzieję, że w roku 2018 czwarty i zarazem ostatni tom „Głębi” zostanie wydany.
Czy możemy się w takim razie spodziewać, że to będzie najdłuższy tom serii?
Niekoniecznie. Najdłuższym tomem jest jak na razie jest tom drugi. Ale mam już napisaną sporą część czwartego tomu i spodziewam się podobnej grubości, co tom 3.
Co po space operze? Masz już jakiś pomysł, w którą stronę chcesz pójść? Czy nadal będzie to fantastyka?
Tak, po zamknięciu „Głębi” najprawdopodobniej gdzieś pojawi się jeszcze mały spin off, czyli krótkie opowiadanie pod tytułem „Głębia. Ciałak”. Na razie nic więcej powiedzieć nie mogę. Po zamknięciu Głębi biorę się wszakże za fantasy i mam nadzieję, że będzie to tylko trylogia…
Masz już jakiś pomysł?
Tak. Nie brałbym się za fantasy bez pomysłu, bo umówmy się: fantasy to nie space opera. Nie chcę tu nikogo urazić, ale jest to temat dość wyświechtany. Wszystkie zagadnienia zostały w jakiś sposób poruszone, tak mi się przynajmniej wydaje. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie fantasy pojawi się za jakiś czas i czym zaskoczą nas autorzy. Sam miałem swego czasu opowiadanie w NF „Szary wiruje pył”, w którym pokazałem trochę mniej typowe podejście do tego gatunku… Niemniej jednak gdybym nie miał pomysłu, to w ogóle bym się za to fantasy nie brał. Ja ten pomysł zatem mam… powiedzmy, że to na razie zamysł fabularny. Nic więcej powiedzieć nie mogę, bo należę do tych ludzi, którzy nie mówią o czymś czego jeszcze nie napisali… bo potem już tego nie napiszą.
Czy pomysł na wspomniane fantasy wiąże się z Twoim wykładem o istocie zła?*
Pośrednio – zło jest bądź co bądź zawsze w fantasy obecne. Ale wykład związany był z czymś innym. Jeżeli chodzi o tematykę zła, to jestem nią zainteresowany chyba jeszcze od czasów opowiadania „Edmund po drugiej stronie lustra”, które pojawiło się w Nowej Fantastyce [Marcin wygrał nim konkurs na 30-lecie czasopisma, przyp DT]. Kwestia zła jest poruszona już w mojej space operze. Mniej więcej w trzecim tomie „Głębi” coś się zaczyna krystalizować w tym temacie. Co będzie zatem dalej? Zobaczymy.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Ave!
*Wykład został przeprowadzony na spotkaniach Naukowo o Fantastyce, odbywających się w Warszawie w wąskim gronie naukowców i literatów zainteresowanych innym podejściem do fantastyki.