I wrzucą was w ogień, czyli powrót Patykiewicza

Czołem!

Muszę Was ostrzec – to będzie chyba najdłuższy mój tekst od długiego czasu. I będzie zawierał SPOILERY, jakkolwiek staram się, aby nie były one bardzo chamskie i zdradzające fabułę.

Dlaczego? Wydawnictwo SQN jest najlepsze na świecie i pozwoliło mi przeczytać drugą część „Dopóki nie zgasną gwiazdy” Piotra Patykiewicza. Muszę się więc wygadać przed premierą, zanim recenzje innych blogerów przytłumią mi świeżość odbioru powieści. Szczerze, czekałam z napisaniem tego tekstu ponad dwa tygodnie. Wydawnictwo prosiło o publikację tydzień przed premierą, co dało mi sporo czasu na przetrawienie książki. A ta, powiedzmy sobie szczerze, wywołała we mnie szereg intensywnych i różnorakich emocji.

Kontynuacja DNZG nosi tytuł „I wrzucą was w ogień” i będzie mieć premierę 14 września. Zaprezentowana okładka pasuje do serii, ale przyciąga uwagę o wiele bardziej, niż tom pierwszy. Świetnie pasuje do fabuły, zresztą tak samo jak przewrotny tytuł, który znaczenia nabiera zwłaszcza pod koniec powieści, gdy historia zatacza świetnie skonstruowane koło. Na pewno świetnie będzie wyglądać na półce obok kolejnych tytułów Patykiewicza, który stał się jednym z najbaczniej obserwowanych przeze mnie autorów postapo. Bo facet ma ogromny talent.

Dziewczyny do postapo! Kilka słów o postaciach

Przyznam, że byłam zawiedziona, gdy okazało się, że Kacper (teoretycznie) nie jest już głównym bohaterem powieści, a akcja książki dzieje się kilkanaście lat po wydarzeniach z DNZG. Bohaterów pierwszoplanowych powieści mamy kilku, głównie rodzinę Kacpra, ale zdecydowanie Patykiewicz najwięcej miejsca poświęcił Kaśce, jego córce. I choć jest to nastolatka, przeżywająca swoją pierwszą młodzieńczą miłość, to paradoksalnie jest to najbliższa czytelnikowi postać.

Dlaczego? Głównie z tego względu, że jest najbardziej ludzka. Kaśka, w odróżnieniu od swojego brata, rodziców i całej społeczności Osady, chce po prostu żyć. Kochać, mieć dzieci, czerpać z życia pełnymi garściami. W odróżnieniu od swojej matki jest gotowa poświęcić dotychczasową rodzinę, by założyć nową, swoją. Jest tym bardziej przekonująca, gdy buntuje się również przeciwko „liberalnemu” Miastu, w którym zamieszkała. Dlatego Kaśka jest świetna.

Wszystkie postacie Patykiewicza są pełnokrwiste, zacietrzewione w swojej wierze (bądź niewierze), prawdopodobne psychologicznie. Rodzice są konserwatywni i działają zachowawczo. Syn identyfikuje się z ojcem i jest niemalże fanatyczny w swojej wierze, jednocześnie realizując swoją potrzebę bycia dorosłym i poważanym poprzez myślistwo (jakkolwiek banalnie i dziwacznie to nie brzmi). Córka jest kochająca, lecz nieco zbuntowana, chce od życia więcej – jak każda nastolatka.
Jedyna postać, która mnie irytuje, to Ciepłownik.

Ciepłownik to świetna postać do momentu, w którym poznajemy go bezpośrednio. Do czasu, gdy żyje tylko w rozmowach bohaterów, jest fascynujący i tajemniczy. Niestety, gdy wkracza na scenę, jest kreowany (przynajmniej w moim odczuciu) na wcielenie Lucyfera. Rozumiem, walka boga z szatanem, dobra ze złem, o tym jest ta książka… ale, panie Piotrze, ile można? I naprawdę nie wszyscy ateiści to diabły i doktorzy Mengele. Ech, jestem tym nieco skołowana, ponieważ czytając poprzednie książki Patykiewicza miałam wrażenie, że to autor wrażliwy społecznie, empatyczny. Zadziwiło mnie takie podejście do tematu fanatyzmu religijnego, który wciąż jest podkreślany przez bohaterów jako jedyna słuszna droga. Może za wcześnie go oceniam? A może nie do końca rozumiem? Jedno jest pewne – świat przedstawiony jest dla bohaterów bezlitosny, a jedynym ratunkiem okazuje się dla nich wiara. No i czasem wydłubanie oczu, ale to już 2015…

Chłopi vs Biblia

Patykiewicz naprawdę świetnie pisze, udowodnił to już nie raz*. Jego pierwsza powieść postapokaliptyczna, „Dopóki nie zgasną gwiazdy”, mimo pewnych wad przyciągała odmiennością od znajdujących się na rynku „bitewników postapo”. To autor, który potrafi wykreować przekonujący świat postapokaliptyczny bez ani jednego kałacha, mozina czy nawet, od biedy, tetetki. Niestety, w „I wrzucą was w ogień” często ma się wrażenie, że czyta się „Chłopów”, a nie drugą część „Dopóki nie zgasną gwiazdy”.

Są momenty  w tej historii, kiedy nudzi cię naturalizm i długie opisy życia codziennego, godne Orzeszkowej. Patykiewicz przesadził z opisami, przesadził też – moim zdaniem – z chrześcijańskim fundamentalizmem, który jest ważną częścią całej historii. Nie wiem, jakie uczucia chciał wzbudzić w czytelnikach, ale mnie bardzo irytowały kolejne średniowieczne zachowania bohatera zbiorowego, non stop podkreślany podział świata na wierzącą Osadę i zdemoralizowane miasto.

Ciągła walka szatana z bogiem, która przejawiała się we wszystkich elementach życia codziennego, nie daje wytchnienia czytelnikowi. Praktycznie na każdym kroku bohaterowie mogą ulegać szatanowi, nawet śpiewając pieśni religijne czy dbając o swój wygląd. Jeżeli to zamysł celowy autora, to powinien on się zastanowić, czy swoją butą narracyjną nie zniechęcił połowy dotychczasowych czytelników.

Klątwa The Walking Dead

Mam wrażenie, że nową serię Patykiewicza dotknęła swego rodzaju „Klątwa Żywych Trupów”. Książka Patykiewicza wywiera we mnie podobne emocje, co „The Walking Dead”. W sumie nie chcesz już oglądać, bo przez większość odcinka się nic nie dzieje, ale zakończenie – jak to określiła Hasacz w jednym ze swoich tekstów – daje Ci tak mocno w twarz, że wypadają zęby. Oceniłabym „I wrzucą was w ogień” gorzej, gdyby właśnie nie ów świetny cliffhanger kończący powieść.

Zakończenie skonstruowane jest w sposób iście patykiewiczowski, tzn. autor może teraz zakończyć serię (nad czym bym ubolewała), ale może też poprowadzić ją na nowe, bardziej atrakcyjne tory. Chyba każdy czeka na moment, w którym przyjdzie wiosna (ot, taki przewrotny G.R.R.Martin), a w fanatycznym społeczeństwie pojawi się liberalny buntownik. Ja czekam na ten moment bardzo mocno, ale rosnąca frustracja podczas czytania „I wrzucą was w ogień” może zniechęcić co leniwszych czytelników. Bo w końcu ile można z tą walką boga i szatana?

Plusy

Gdybym miała wymieniać największe zalety tej książki, to bez wątpienia styl. Patykiewicz pisać potrafi i pisać powinien. Zasługuje na to, aby w końcu znaleźć się na świeczniku. Wydaje mi się, że jego najlepsze momenty są jeszcze przed nim, a serią o „góralach postapo” toruje drogę do naprawdę wybitnego kawałka polskiej fantastyki.

„I wrzucą was w ogień” to kawałek solidnej literatury postapokaliptycznej. Świat przedstawiony zdumiewa dopracowaniem i oryginalnością, czego często polskim autorom brakuje. Patykiewicz przekonująco konstruuje bohaterów, a atmosferę podgrzewa powoli odkrywanymi tajemnicami i niespiesznie wprowadzanymi elementami fantastyki. Robi to nie gorzej do Martina, który przygotowywał czytelników na nadejście smoków przez długi, długi czas. Momenty, w których wprowadzał potwornych pieśniarzy, chorych na parch, odhumanizowanego Ciepłownika, brudne dusze, scenę niezwykłego poświęcenia pod koniec książki.. to są momenty, dla których chce się czytać Patykiewicza.

Całość tej historii mogę ocenić dopiero po przeczytaniu ostatniego tomu. Druga książka irytuje mnie o wiele bardziej, niż pierwsza, ale jednego autorowi odmówić nie mogę – tworzy więź z czytelnikiem i potrafi wzbudzić w nim szereg emocji.

Podsumowanie

Patykiewicz nadal jest jaśniejącą gwiazdą** na polskim, fantastycznym niebie. To wciąż autor, który stworzył najbardziej indywidualne i świeże uniewersum postapo w przeciągu ostatnich dwóch lat. Jego książki wywołują emocje, a każda z nich pisana jest z tęskną nutą klasyki. Narracja „Dopóki nie zgasną gwiazdy” była ciepłym wspomnieniem reportaży polskich podróżników, zmieszana z najlepszą powieścią przygodową dla młodzieży PRLu. „I wrzucą was w ogień” to z kolei romans autora z naturalizmem, który w moim odczuciu zaszedł za daleko i nieco zaszkodził ogólnej historii. Co będzie w tomie trzecim? Historia buntu? Pozytywistyczna odbudowa świata? A może antyutopia? Mam nadzieję, że przekonamy się w przyszłym roku.

Za warsztatem stoi wielki talent. W biografii autora wydawnictwo informuje, że parał się milionem różnych prac. Czuję tu wielką bliskość z Patykiewiczem – ja, która przeprowadzałam się 13 razy i kilka razy zmieniałam pracę. Panie Piotrze, mam nadzieję, że już nigdy nie będzie Pan stał w przysłowiowej budce z hot dogami. Bo takie talenty jak Pan powinny utrzymywać się z pisania.

 

Ave!

*Polecam Wam sięgnąć po jego wcześniejsze tytuły, np. „Odmieńca”.
**;)
Książka została przeze mnie objęta patronatem.
„I wrzucą was w ogień” jest już do kupienia –> KLIK!