Horror roztoczy, czyli kolejna antologia grozy

Czołem!

Jak mówią – sen mara, bóg wiara. Podczas pracy nad projektem strasznie bolało mnie gardło. Przed łazienkowym lustrem okazało się, że moje migdałki to jeden wielki ropień. Pozbyłam się dziada starą metodą wioskowych czarownic i wróciłam do pisania. Chwilowa ulga wprowadziła mnie w błogostan, trwający dzień czy dwa. Potem zaczęły pylić topole więc stwierdziłam, że ponowny atak rozrywania gardła i zatok na strzępy przeprowadzają pyłki z mordoru, a nie bakterie. Well…

Minionej nocy dopadł mnie kryzys. Po dniu przetrwanym na oparach energii dostałam dreszczy, bólu głowy i gardła, takie tam. W efekcie nie mogłam spać, a gdy już zasnęłam, śniły mi się koszmary – takie koszmarne koszmary. I tu dochodzimy do sedna dzisiejszego wpisu.

8d4061c6153de7fa664f68e2e5d7f60c

Level wyobraźni over 9000

Jak to większość nerdów/geeków charakteryzuję się mocno wybujałą fantazją. Dodatkowo piszę książki, więc kuszę się na stwierdzenie, że poziom wyobraźni jest u mnie sporo wyższy niż przeciętny. Być może dlatego moje sny są kusząco „nierealnie realne”, kolorowe, mroczne i pełne akcji. Oczywiście, głównie postapo. Jak mówią, w nocy mózg regeneruje się przed dawką codziennych stresów, przygotowując mózg koszmarami na możliwe tragedie dnia codziennego. Nie wiem, jakie dramaty szykuje dla mnie los, ale sądząc po ilości chorych sennych historii muszę przechodzić prawdziwe piekło

Nocne… inspiracje?

Pomimo problemów ze snem (a przez to codziennej dawki migreny), senne mary mają ogromny plus. Oczywiście, jest to plus dla mnie – literata, autora, rzemieślnika. Wiele razy przyśniły mi się świetne (moim zdaniem) idee kolejnych opowieści. Co lepsze, kilka razy – moim zdaniem zdecydowanie za rzadko – przyśniły mi się rozwiązania impasów literackich, wynikłych z braku weny czy też chwilowego wizjonerskiego zastoju. Ci, którzy piszą – hobbystycznie lub zawodowo – powinni zrozumieć, o czym mowa.

Klasyczną jest już anegdotka, jakoby Lloydowi Braun’owi*, szefowi ABC, przyśnił się pomysł na jeden z najbardziej pokręconych seriali – „Lost: Zagubieni”.  Naszemu rodzimemu Michałowi Gołkowskiemu pomysł na książkę „Sztywny” przyśnił się podczas męczącej podróży**. Przykłady podobnych sytuacji można by mnożyć i mnożyć, aż w końcu doszlibyśmy do pisarzyn zaledwie mojego pokroju, którym pomysły na książki i opowiadania śnią się notorycznie i z częstotliwością telefonów zaniepokojonej, nadopiekuńczej mamusi.

Horror na Roztoczu

12 czerwca – czyli jutro – swoją premierę będzie miał zbiór „Horror na Roztoczu”. To zbiór 17 opowiadań grozy, inspirowanych sennymi koszmarami pomysłodawcy. Akcja opowiadań dzieje się na zielonym Roztoczu – to jeden z argumentów, jakimi zbiorek przekonał mnie do siebie od razu. O ile za dnia Roztocze może być magiczne, trochę starosłowiańskie i baśniowe, o tyle nocą prezentuje się o wiele mroczniej. Ponadto, w zbiorku zostały przedstawione takie miejsca, jak Zamość, Biłgoraj, Hrubieszów czy Horyniec Zdrój – jestem okrutnie ciekawa, w jaki sposób przestraszą mnie autorzy, pisząc właśnie o nich. Będąc wielbicielką Stephena Kinga, który z powodzeniem wykorzystuje motyw wsi i małego miasteczka w swoich powieściach, liczę na dużą dawkę strachu zaaplikowaną dzięki tejże antologii.

Tylko czy moja głowa wytrzyma tyle koszmarów – chyba muszę się szybko wyleczyć ze wspomnianego dziwnego przeziębienia.

Ave!

*Jeżeli mylę osoby, poprawcie mnie
** O premierze „Sztywnego” poczytaj tutaj