Media selekcjonują wydawców jak SOR pacjentów

Czołem! Jak media i ludzie kultury podejmują decyzję, czy powiedzą o danej książce, czy nie? Wyjaśnię Ci to z pomocą dwóch metafor – triażu na SOR-ze i wędkowania.

Promocja książki jak wędkowanie, wędkowanie (najpiękniejszy w świecie sport)

Dawno temu, w czasach przed zarazą z 2020 r., wydawcom było nieco łatwiej dotrzeć do czytelnika dzięki działaniom PR.

Specjaliści od PR zarzucali wędkę w bagnistym oczku, w którym kotłowali się dziennikarze, blogerzy i (jeszcze nieliczni wtedy) influencerzy książkowi – głównie youtuberzy. Wydawcy liczyli na to, że uda się złowić darmową publikację o swoim na-pewno-za-chwilę-bestsellerze.

Celem był tłusty karaś (radio), stuletni sum (telewizja) albo smakowity szczupak (influencer z zasięgiem). Stosowaliśmy różne zanęty: wysyłki kreatywne (ach, te wszystkie gadżety za maksymalnie 20 zł brutto za sztukę), porządnie przygotowane materiały o książce i… po prostu atrakcyjność wizualną produktu drukowanego. Bo dobrze wydana książka to już połowa sukcesu.

Opiniotwórcze rybki

Teraz jest inaczej. Mediów internetowych przybywa – bo łatwo założyć stronę i tworzyć content. Tradycyjnych mediów ubywa – bo słabo zarabiają na reklamach. Książek za to przybywa coraz więcej. To wszystko sprawia, że coraz trudniej zdobyć darmowe (lub barterowe) publikacje o premierze książki.

Każde medium ma ograniczone możliwości przerobowe – czyli ograniczoną liczbę książek, o których może napisać w danym miesiącu. Jeśli książek do „obrobienia” jest 50, a miejsca tylko na 10, to uwaga redakcji rozkłada się cienko. Żeby się przebić, wydawca musi albo zaoferować coś wyjątkowego (np. świetnie przygotowaną propozycję), albo zwiększyć budżet reklamowy.

W pewnym uproszczeniu można to zapisać jako równanie:

budżet reklamowy dla danego medium ÷ liczba książek do „obrobienia” w miesiącu = szansa, że twoja książka w ogóle zostanie zauważona.

Dlatego dziś podmioty opiniotwórcze – nawet w przypadku ofert płatnych – dokonują tzw. triażu: selekcji tytułów, które dostaną priorytet i zostaną pokazane światu.

Triaż recenzencki, czyli co?

SOR – czyli szpitalny oddział ratunkowy – musi szybko zdecydować, kto dostanie czerwoną opaskę i natychmiastową pomoc, a kto może jeszcze poczekać. 

Media działają podobnie. Selekcja jest podświadoma (wszelkie podmioty opiniotwórcze) albo bardzo świadoma (media tradycyjne) – i dotyczy tego, czy dana książka trafi do ich kanału.

Co się liczy?

  • wizualne przygotowanie książki drukowanej jako produktu, ale przede wszystkim OKŁADKA (paradoksalnie w tym punkcie zawiera się również tytuł, choć logiczne by było, żeby był w informacjach o książce) – wartość c/a 10
  • informacje o książce (opis książki, realizacja konkretnych tropów, gatunek, porównania do innych podobnych tekstów) – to szczególnie ważne w przypadku indywidualnych nazwisk (np. bloger, influencer), którzy mogą sobie pozwolić na dobór tytułów na podstawie zainteresowań własnych (o co ciężej np. gdy jesteś recenzentem dużego czasopisma – nie, żeby to miało większą wagę opiniotwórczą w 2025 r.)
  • dowód społecznej słuszności, że książka jest godna produkcji contenntu (“klika się”) – znane nazwisko autora, znana nagroda literacka, zagraniczny bestseller, rozpoznawalność zagranicznego oryginału, z rzadka – podejmowanie ważnego tematu, który może stanowić punkt wyjścia do ciekawej rozmowy czy reportażu (dotyczy to zwłaszcza tytułów non fiction)\

Elementy grają jak Antoś Szprycha

Co to znaczy, że “elementy grają” dziennikarzowi czy influencerowi?

Ano, po prostu – przykuwają uwagę i przyciągają do książki. Jak zanęta na jeziorze.

Kontynuując metaforę SOR-u, jeśli grają wszystkie trzy – gratulacje – masz „czerwony” i idziesz na stół (czyli procedujecie ustalenia współpracy).

Jeśli dwa z trzech – masz dużą szansę przetrwać selekcję.

Jeśli tylko jeden – potrzebna będzie kukurydza, aka większy budżet reklamowy dla danego podmiotu

Niestety, coraz częściej nawet solidny budżet nie gwarantuje działań contentowych.
Przykład?
Kupując reklamę w radiu, nie masz już pewności, że dziennikarz wspomni o książce w audycji kulturalnej. A wykupienie baneru na dużym portalu może oznaczać co najwyżej rabat na recenzję – ale i tak dostajesz:

  • brak publikacji w socialach,
  • widoczność tekstu ograniczoną do kilku dni,
  • obowiązek samodzielnego przygotowania materiału (recenzji, wywiadu itd.).

Masz więcej pytań dotyczących wykorzystania działań pijarowych w promocji książki? Daj mi znać w formularzu kontaktowym albo w wiadomości mailowej – dominika@nerdkobieta.pl

Ave!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *