Czołgiem!
To miał być wpis o Krymie i Rosji. O tym, jaka to skomplikowana i wcale nie tak jasna sytuacja. O tym, że lubiłam Rojsan bardzo (i Ukraińców też), a teraz raczej się ich boję… Dlatego może jakiś bezpieczny wpis o sztuce wyższej? Np o Szekspirze?
Dzięki Uniwersytetowi Warszawskiem (rany, ten uniwerek będzie za mną kroczył całe życie?) dotarliśmy wczoraj na streaming „Coriolanusa” w kinie Atlantic. Ja, Pluszak, Freakgeek oraz jeszcze kilkoro innych znajomych daliśmy się uwieść nie tylko grze Hiddleston’a, ale zwłaszcza inteligentnej i smutnie ironicznej sztuce wujka Szekspira. Sztuce, która niestety jest wciąż bardzo aktualna…
Totalnym przypadkiem udało nam się wyrwać ostatnie wejściówki do Atlantica, dlatego nawet się nie skrzywiliśmy siadając w kiepskim pierwszym rzędzie. Razem z nami w tym samym rzędzie siedział Maciek Musiał (podobno), więc jak i celebryta przecierpiał kiepskie miejsca, to chyba znerdzeni blogerzy też dadzą radę 😉
Wszystkie sale były pełne, a wśród widowni dominowała piękna płeć fandomu. Oczywiście, znaleźli się także pojedynczy męscy maruderzy (głównie w towarzystwie podekscytowanych połowic) i… fani teatru. tych ostatnich rozpoznaliśmy po obowiązkowych długich płaszczach, niedbale zarzuconych szalikach (sic!) i wypielęgnowanym zaroście. Jeden pan miał nawet okulary w drucianych oprawkach. Tak więc, że tak powiem, poczuliśmy się światowo.
[singlepic id=292 w=320 h=240 float=center]
Nie jestem szczególnie wielką fanką teatru. Co prawda, miałam swój kilkuletni bliski romans z operą, na którym opierała się lwia część obcowania ze sztuką wyższą (pomijam czytanie dramatów dla przyjemności – antyczne tragedie to ja czytałam w podstawówce, nie wiem co mi wtedy odbijało). Mimo to nie czułam się zbyt komfortowo – w końcu Szekspir to totalny klasyk, a ja szczerze obawiałam się zrobienia z siebie niedouczonego błazna. Na szczęście, reżyserka Josie Rourke zadbała o to, aby sztuka została zrozumiana przez typową nastolatkę, dzięki wykorzystaniu minimalistycznej scenografii i zagrania mimiką / tonem głosu bohaterów.
„Coriolanus” to przede wszystkim sztuka bardzo aktualna. Młody wojownik, Marcjusz, otrzymuje przydomek Koriolana od miasta, które praktycznie sam wyrąbał mieczem. Zachwycona szlachta rzymska wynosi go do rangi konsula, jednak porywczy charakter Marcjusza powoduje, że lud obraca się przeciwko niemu i wypędza go z Rzymu. Marcjusz, pragnący zemsty, udaje się do swojego największego wroga – Aufidiusza, dowódcy armii Wolsków. Ten wykorzystuje Rzymianina, aby zaatakować wrogie polis.
Tutaj możecie obejrzeć zwiastun przedstawienia.
[singlepic id=291 w=320 h=240 float=center]
Recenzję Freak’a możecie przeczytać pod linkiem do jego bloga. Polecam Wam też szczegółową recenzję Zwierza – choć nie ze wszystkimi jej komentarzami do sztuki się zgadzam – to Zwierz słusznie zauważyła takie elementy, jak przegenialna gra Gatissa (biedni Pluszak i Freak, pewnie ogłuchli na chwilę od tych moich okrzyków „Majkroft!”) czy zadzwiająco dobra kreacja trybunów ludowych. Od siebie dodam, że Aufidiusz i jego chora, niemal erotyczna obsesja na punkcie Koriolana były wspaniałym dopełnieniem historii, przy której Koriolan wydawał się być bardziej autentyczny jako swoisty rzymski celebryta (którym zresztą był, ave!).
Ja, zamiast recenzować interpretację szekspirowskiego dzieła czy odtworzenia postaci – na czym się nie znam zupełnie, bo jedyną moją dobrze znaną i ukochaną sztuką Williama był do tej pory „Hamlet” – zaprezentuję Wam swoją krótką refleksję. Ano, „Koriolan” to sztuka wyjątkowa – to sztuka o tym, jak łatwo manipulować tłumem. Główni bohaterowie to nie wojskowi i politycy (oraz członkowie ich rodzin), jak by się mogło wydawać. Głównym, acz bagatelizowanym bohaterem sztuki, wedle mojego nowoczesnego i dzisiejszego odczytywania, jest tłum. Lud prosty. Lud jest pokazywany przez Szekspira w krzywym zwierciadle, jako głupi i chciwy – w opozycji do szlachetnego Marcjusza, który przecież urządza innym miastom krwawe łaźnie. W imię bogów i ojczyzny, ale wciąż to rzeźnik narodów. Nie chce dodatkowych zasług, nie chce pokłonów, nie chce skarbów – ale mimo to przyjmuje posadę konsula. Tytułowy bohater gardzi ludem prostym, niewykształconym i głodnym tłumem – nie jest w stanie zrozumieć ich pragnień. Tak naprawdę Koriolan boi się ludu – boi się utraty swoich szlacheckich przywilejów naa rzecz tłumu. To człowiek porywczy i egoistyczny (z pragnienia zemsty atakuje własną ojczyznę).
Moim zdaniem „Coriolanus”, czy też „Koriolan”, to dzisiaj bardzo aktualna sztuka. Sztuka o tym, jak można manipulować prostymi ludźmi, którzy przede wszystkim pragną zapewnienia podstawowych potrzeb – pożywienia (histeria tłumu, gdy rozpuszczona zostaje plotka o zbożu ukrywanym przez Senat i szlachtę) i bezpieczeństwa (niechęć Rzymian do prowadzenia wjen z Wolskimi). W dzisiejszych czasach, na progu kolejnej wojny, uważam że warto zatrzymać się chwilę nad tą tragedią i zastanowić się – czyja ojczyzna będzie kolejnymi Koriolami, a kto kolejnym Marcjuszem…
Ave!