Czy powiedzenie, że kryzysy w social mediach wybuchają w weekendy, jest prawdziwe?
Jakiś czas temu postanowiłam to przetestować.
Miałam 2 cele
Pierwszym było ograniczenie korzystania z social mediów do roli odbiorcy, czyli kształtowanie swojego algorytmu z uwagą. Miałam dość kontrowersyjnych tematów, trolli, przemocy, nienawiści międzypłciowej, seryjnych morderców i innych dziwnych treści, które zaczęły zalewać tablice moich profili (Meta i TikTok- LinkedIn ma inny problem)
Uczyłam się szybko pomijać i ukrywać treści, które mogłyby pogorszyć mój nastrój, lub co gorsza – zachęcać mnie do komentowania.
Drugim celem było ograniczenie zjawiska “social justice warrior”, czyli rycerzowania w internecie – brania ludzi w obronę, długich dyskusji (które i tak nic nie zmieniały), angażowania się w kontrowersje i szitstormy.
Zaczęłam ograniczać moje interakcje z innymi w internecie – komentarze, wspomniane dyskusje (nagrywki, stitche itd.), spiralę researchu (żeby zapostować fakty), branie wszystkich w obronę.
To pomogło mi zauważyć pewną zależność
Faktycznie, najgorsze dni na social mediach to PIĄTEK, SOBOTA, NIEDZIELA i PONIEDZIAŁEK. W piątek ludzie są zmęczeni po całym tygodniu. W sobotę i niedzielę nie mają co robić – rośnie też napięcie z powodu nadchodzącego tygodnia roboczego. Poniedziałek okazał się być rozładowaniem całego tego napięcia – takim z iskrami i okazjonalnymi pożarami.
Wnioski
Kolejnym etapem eksperymentu było omijanie właśnie tych 4 dni w socialach, zwłaszcza w socialowych dyskusjach. Co się okazało?
Może nie stałam się o niebo szczęśliwsza, bo walka o własną uwagę z aplikacjami się nie kończy. Na pewno jednak mocno ograniczyłam doły związane z najazdami trolli i hejtem wobec mnie/moich komentarzy (bo omijam polaryzujące treści).
Wcześniej hejt był to dla mnie mocno dobijający, bo nie wiedziałam o RSD (rejection sensitivity dysphoria) i silnym poczuciu sprawiedliwości, które wynikają z mojej neuronietypowości (a przynajmniej nie potrafiłam ich nazwać, a przez to – szukać remedium). Od kiedy wiem o sobie więcej, tym łatwiej zrozumieć mi pewne mechanizmy stojące za pogorszeniem nastroju. Mogę świadomie wybierać lepsze dla siebie rozwiązania.
Wieczna środa, czyli digitalowe targowisko
Czy mam jeszcze jakieś przemyślenia dot. sociali?
O, tak!
Algorytmy, w przypadku większości aplikacji, wciąż będą próbowały nas skłócić. To po prostu generuje “lepsze” zaangażowanie użytkowników (ilość komentarzy, udostępnień, stitchy z własną opinią) i opóźnia odłożenie telefonu (ktoś się myli, a więc musimy zwrócić mu uwagę!) – rosną statystyki, rosną zyski z reklam.
Niestety, żyjemy w czasach, w których social media próbują nam wmówić, że zawsze powinniśmy dzielić się swoją opinią. Każdy chce te opinie wyrażać, każdy chce zabrać głos. Nie ma w tym nic złego – o ile nie staje się toksyczne. A social media w 2024 r. są zdecydowanie toksyczne.
Media społecznościowe to jedno wielkie średniowieczne targowisko z pręgierzem pośrodku, na który każdy z nas co jakiś czas trafia. Rozochocony tłum obrzuca nas błotem i zgniłymi warzywami, po czym zabiera się za kolejną ofiarę. Nierzadko dołączamy się do samosądu, choć przed chwilą sami zakuci byliśmy w te same dyby.
Polecam Wam 4-dniowe “posty” od komentarzy. Naprawdę działają.
Ave!