Książki, dzięki którym zaczęłam czytać fantastykę

Czołem!
W sieci panuje łańcuszek książkowy, polegający na wymienieniu 10 ważnych dla konkretnej osoby książek i podania dalej… Łańcuszki to kiepska zabawa jeszcze z czasów Grona i Gadu Gadu, która zaczęła tym bardziej irytować, im więcej lat mi przybywało.

Pomyślałam jednak, że to dobra okazja na pokazanie Wam dziesięciu uber ważnych dla mnie książek, od których zaczęła się moja przygoda z czytaniem na serio. Wszystkie przeczytałam w wieku 7 – 13 lat i są to pozycje, które niejako ukształtowały mój gust literacki.

1. J.R.R. Tolkien – „Władca pierścieni”
Razem z „Hobbitem” były to najważniejsze książki fantastyczne mojego życia, jakie wygrzebałam w labiryncie regałów mojej biblioteki szkolnej. W tej samej bibliotece, podczas Andrzejek, ze szklanej kuli wyciągnęłam karteczkę. Na karteczce była wróżba, kim będę w swoim życiu – pisarką. Jeszcze się to do końca nie spełniło, ale pamiętam jakie to było miłe i krzepiące.

2. J.R.R. Tolkien – „Hobbit”
Nie ma chyba ważniejszej książki fantastycznej z literatury dziecięcej, niż „Hobbit” Przebija i Lewis, i Pullmana. Moim zdaniem oczywiście.

Może dlatego film „Hobbit” nie boli mnie tak, jak fanów serii LOTR. Po prostu dla mnie była to książka dla dzieci, czytałam ją jako dziecko – i nie spodziewałam się hektolitrów krwi czy skomplikowanych intryg. To po prostu była historia o krasnoludach, które zwyciężyły smoka.

3. George Orwell – „Rok 1984”
Książka, którą przeczytałam pod koniec podstawówki. Czytałam ją jak fantastykę – dzisiaj patrzę na nią jako na zapowiedź obecnej, smutnej rzeczywistości. Z tego co wiem, większość osób która ją czytała ma podobne odczucia.

4. George Orwell – „Folwark zwierzęcy”
Moim zdaniem przebija „Rok 1984”. Prosta, czytelna metafora. Fanatyzm i totalitaryzm to przyczyny największych tragedii tego świata. Powinien ją przeczytać każdy człowiek, który przekroczył już wiek dziecięcy, zwłaszcza że jest to bardzo „cienka” pozycja.

5. Richard Adams – „Wodnikowe Wzgórze”
Moja ukochana książka dzieciństwa i wczesnej młodości. Czasem jeszcze do niej wracam. Niby „wojna królików” brzmi śmiesznie, a tak naprawdę to krwawa i dramatyczna historia. Mistrzostwo!

6. K. Grahame – „O czym szumią wierzby”
Pamiętam, że strasznie mi się nie podobała ta książka, a jednak musiałam czytać ją dalej. Wybrałam ją w bibliotece w moim rodzinnym miasteczku ze względu na okładkę – skusiły mnie genialne ilustracje E.H.Sheparda. Dopiero w trakcie czytania uzmysłowiłam sobie, że oto mam w rękach klasykę brytyjskiej literatury. Potem już poleciałam – od „Małej księżniczki” i „Tajemniczego ogrodu”, przez „Księgę dżungli” aż do Charles’a Dickensa. Miłość do brytyjskiej klasyki zaowocowała wchłonięciem serii Alfreda Szklarskiego o Tomku Wilmowskim.

7. Jack London – „Bellew Zawierucha”
Książka, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. London zmusił mnie do sięgania po Yacktę Oyę i inne indiańskie opowieści. Traperzy, Kanada, wilki, las, ciepłe palenisko w szałasie… może przez taką literaturę „survivalową” pokochałam potem S.T.A.L.K.E.R.a…

8. Astrid Lindgren – wszystkie książki, a zwłaszcza „Rasmus i Włóczęga”, „Dzieci z Bullerbyn” i „Ronja, córka zbójnika”
Bezsprzecznie są to tytuły, które razem z Rowling uprzyjemniały mi całe dzieciństwo. Te trzy książki Astrid były dla mnie kultowymi. Pamiętam jak z okazji jakiegoś święta dostałam „Dzieci z Bullerbyn” w ładnej, niebieskiej oprawie Naszej Księgarni. Inne dzieci miały takie małe, brzydkie, żółte wydania chyba jeszcze z czasów PRLu – a mój egzemplarz był taki nowy i pachnący…

9. M. Crichton – „Zaginiony świat” i „Park Jurajski”
Wchłonęłam Crichtona bodajże w trakcie wakacji pomiędzy podstawówką i gimnazjum. Potem już poszłam w „casualową” fantastykę dwóch wydawnictw – Solaris i Fabryki Słów. Miłość do końca życia.

10. J.K.Rowling – „Harry Potter” (seria)
Always.

Trochę oszukałam łańcuszek, bo znalazło się tu więcej książek niż 10… Jeśli będziecie chcieli listę moich książek – legend po podstawówce, dajcie znać! Czekam również na Wasze listy.

Ave!

4 thoughts on “Książki, dzięki którym zaczęłam czytać fantastykę

  1. Cóż, wspomniał bym -klasykę fantastyki- Juliusza Verne Astrid Lingren- Bracia Lwie Serce i Ronja Córka Zbójnika, Wojna Światów Wellsa

  2. Dziesięciu to teraz nie powymieniam, ale oczywiście wśród nich także znalazłby się „Harry Potter”. Na pewno duży wpływ miała na mnie „Koralina” N. Gaimana czy „Dobry Omen” N. Gaimana i T. Pratchetta, po którym jednak postanowiłam spróbować dać się wciągnąć całej serii o Świecie Dysku i tak też się stało. W wieku lat 13 zostało mi pod nos podsunięte „Lśnienie”, co już może nie daje się sklasyfikować jako fantastyka, ale przeczytanie go zaowocowało niesłabnącą miłością do Stephena Kinga;) Jeśli chodzi o książki, na które natknęłam się później, to bardzo mi się spodobało „Imię wiatru” P. Rothfussa.

  3. W moim przypadku pierwsza książkę która rozpoznałam jako fantasy (Astrid Lindgren również była jedną z najważniejszych autorek mojego dzieciństwa) był „Elryk z Melnibone”. Akurat rozpaczliwie nie miałam czego czytać i wyprosiłam od brata ciotecznego by mi pożyczył, a ja zwrócę ją za niego do biblioteki.

Comments are closed.