Czołem!
Recenzja bez spoilerów
Recenzję tę dedykuję Piotrkowi z fanpage’a, który popchnął mnie ku jej stworzeniu, oraz Goni, która wyciągnęła mnie do kina.
Na samym początku uprzedzam, że nie czytałam komiksów. Jeśli uważacie, że po ich przeczytaniu mój odbiór filmu zmieniłby się znacząco, dajcie znać w komentarzach. Słyszałam jednak, że jest to bardzo dobra adaptacja więc możliwe, że i komiksy by mi się nie spodobały. Ehhh.
Główna historia
Fabuła nie należy do bardzo skomplikowanych. Ot, bohater traci grunt pod nogami i musi jakoś odnaleźć się w nowej sytuacji, nabrać chęci do życia i znaleźć nowy Cel. Paradoksalnie, to bardzo moralizatorski film. Jak na Deadpoola oczywiście, bo to moralizatorstwo przyprawione toną feralnych żartów i mikropenisów na ekranie.
Po przeżyciu wypadku oszpecony superbohater stara się odzyskać swoją pasję do życia podróżując po świecie i walcząc z przestępcami.
Nie spodziewajcie się jednak większych zwrotów akcji. Cała historia była do przewidzenia już od wejścia Cable na scenę. Brakowało mi fabularnych twistów i miałam wrażenie, że scenarzyści poszli po najmniejszej linii oporu.
Czy tak było w komiksach? Dajcie znać.
Deadpool
Zniechęcona głównym bohaterem, nie przeczytałam nawet połowy zeszytów z Deadpoolem. Pamiętam z nich jedynie to, że P.Diddy w ogóle mi nie podszedł charakterologicznie. W pierwszym filmie w końcu go polubiłam, choć w drugim czasem nie wiem, co mam o nim myśleć.
Nie zrozumcie mnie źle, Wade to postać, której bardzo kibicuję. Może nawet bardziej kibicuję Wade’owi, niż… Deadpoolowi. Co poradzę, blisko mi do bohaterów, którzy przeszli sporo i chcieliby po prostu mieć święty spokój.
Świadczy to o niczym innym, jak o dobrze skonstruowanej postaci. Po gehennie, jaką przeżył Wade, chciałabym znowu zobaczyć słodki obrazek, na którym siedzi ze swoją dziewczyną na kanapie i ogląda Netflixa. Niech mu się w końcu uda, myślę. Ale rozumiem też, że wtedy fani musieliby pożegnać się z ich ulubionym śmieszkiem. I przez to też trochę szkoda mi tego bohatera.
Ha ha ha, bardzo śmieszne, 2/10
Dlaczego czasem nie wiem, co jednak Myślec o postaci Deadpoola? Odpowiedź jest prosta – to przez o jeden cringe’owy żart za daleko.
Choć nie raz się uśmiechnęłam w trakcie filmu, to w większości żarty z dwójki po prostu mnie… nie śmieszyły. Powód jest bardzo prosty – były tłumaczone widzom. Rozumiem, że to film dla amerykańskiej widowni, która stała się już synonimem lenistwa. W większości przypadków bohaterowie tłumaczyli wręcz oczywistości, co niestety odbierało przyjemność z seansu.
Mam na uwadze, że ciężko wpasować się w gusta wszystkich widzów. Po prostu się zawiodłam.
Bawiły mnie za to żarty z sierot (kocham schematy fabularne, ale umiejętne wyśmianie ich – jeszcze bardziej), zwłaszcza użycie piosenki z musicalu Annie, ciągnący się przez cały film żart z Black Tomem Cassidym (chętnie obejrzałabym z nim osobny film!)
Jeszcze jedna kwestia – jak można było się spodziewać, to bardzo brutalny film. Moje ulubione momenty to wszelkie akrobacje Deadpoola, skoki z wyciągniętymi pistoletami i siekanie kataną. Nie mogłam jednak oprzeć się wrażeniu, że kolejne dodatkowe sceny przemocy były tylko po to, aby odciągnąć uwagę widza od niedociągnięć scenariusza.
X-Force?
Rozumiem, że jest to taka konwencja, ale bardzo często miałam wrażenie, że jestem na seansie specjalnej troski, a bohaterom brakuje połowy mózgu. Dotyczy to, niestety, zwłaszcza bohaterów pierwszoplanowych.
Również historia ze zbieraniem drużyny X, którą możecie zaobserwować w trailerze, wydaje mi się zmarnowanym czasem ekranowym, który można było przeznaczyć chociażby na lepsze zaprezentowanie Negasonic. Może wątek X-Force będzie miał kontynuację w kolejnym filmie? Zobaczymy.
Dużą zaletą Deadpoola 2 były za to postacie drugo i trzecioplanowe. Moi ulubieńcy to przede wszystkim genialnie zarysowana postać Domino, Weasel, Blind Al i Dopinder. Dla nich chciało mi się siedzieć w kinie, jakkolwiek twórcy wybrali kiepską IMO drogę rozwoju bohatera, przez co po pewnym czasie zaczął mnie cringować.
Oddajcie mi Negasonic!
Byłam bardzo zawiedziona, jak mało czasu na ekranie poświęcono Elli, która już w pierwszym filmie była bardzo obiecującą postacią. W dwójce zostaje ukazana głównie w kontekście związku, przez co paradoksalnie odbiera się jej większość charyzmy.
Co więcej, na początku praktycznie nie poznałam Ellie! Jasne, zmieniła włosy etc., ale jakbym oglądała historię kogoś zupełnie innego! Jakby nagle straciła całą swoją charyzmę, praktycznie nie bierze udziału w dialogach. Jej postać jakby cofnęła się w rozwoju – a przecież zbuntowane nastolatki też dorastają! Tymczasem Negasonic jest kreowana na coraz dziwniejsza wersję wiecznie wkurzonego emo nastolatka. W Deadpool 1 mogła przynajmniej pokazać swoją inteligencję i specyficzne poczucie humoru.
https://www.youtube.com/watch?v=gnurADAm1-Q
Jej związek jest mocno komiczny, poprzez oparcie go na zasadzie dwóch biegunów – jedna osoba jest mroczna i milcząca, a druga szalona i wiecznie uśmiechnięta. Mimo że jest to oczko w głowie twórców, to nie mogę pozbyć się wrażenia, że zrobili ogromną krzywdę Negasonic Teenage Warhead jako postaci.
Drogie wytwórnie filmowe, scenarzyści, pisarze i innego rodzaju twórcy – naprawdę, nie musicie dodawać bohaterowi partnera/partnerki, żeby był (czy była, jeśli to bohaterka żeńska) bardziej desireable, bardziej ludzki, bardziej… lubiany. Hej, nawet Haymitch o tym wiedział!
Tęsknię za Loganem
Deadpool 2 to jednak wielka reklama wszystkich innych produkcji Marvela. Ciężko odnaleźć się w tym popkulturowym rozwolnieniu. Zawsze jednak lubiłam go za odniesienia do Logana, nawet jeśli żarty z mojego ukochanego mutanta nie raz raniły moje serduszko. Musicie bowiem wiedzieć, że Woverine to mój ulubiony superbohater. Mam nawet z nim Lego…
Dlatego już od pierwszej sceny twórcy ściskali moje krwawiące serce. Ale gdyby mieli skasować Deadpoola i zwrócić mi Logana, nie wahałabym się ani chwili. Gdyby tylko Hugh Jackman mógłby grać wiecznie!
Muzyka
Jak zwykle podobała mi się ścieżka muzyczna. Już w poprzednim filmie doceniłam wybór soundtracków – i tym razem się nie zawiodłam. Opening do piosenki Celine Dion robi świetną robotę. Bardzo warto obejrzeć go w kinie!
Podejrzewam, że deadpoolowa składanka będzie zapętlona na moich słuchawkach przez cały następny tydzień.
Podsumowanie
Podsumowując, mam świadomość, że to jest film do pośmiania się, a nie rozwijania wielowątkowych i skomplikowanych fabuł z przesłaniem.
Mimo wszystko brakowało mi pewnego luzu i bardziej ciętego humoru, abym mogła go lepiej ocenić. Niestety, nawet jako komedia nie bardzo mi się podobał – od mniej więcej połowy filmu częściej się krzywiłam, niż śmiałam.
A Wy ile gwiazdek dacie drugiemu Deadpoolowi?
Ave!
One thought on “Czy warto było szaleć tak? Deadpool 2 [NO SPOILERS]”
Znowu Logan? Najważniejszy dla wszystkich… Mam swoje lata, wychowałem się na komiksach z TM Semic, ale Wolverine mnie irytuje. Nic nie mam do tej postaci, ale wnerwia mnie ten Kult Jednostki. Przez większość czasu (co pamiętam z dziecinstwa ) był częścią większego teamu. Banshee, Wolfsbane, thunderbird… byli gorsi, czy jak?…
Comments are closed.