Apokalipsa roku 1944 rzuci Was na kolana

[singlepic id=401 w=320 h=240 float=left]Czołem.

Cytując klasyka, z reguły nie chodzę na polskie filmy. Ten nawał średnich komedii romantycznych, facetów w rurkach i trampkach, kina „moralnego niepokoju” niepokojąco wciąż opowiadającego tę samą historię lat 80. … Kino polskie mnie odrzuca. Nieliczne dobre polskie filmy są przerażająco smutne i realistyczne, jak u Smarzowskiego. „Powstanie warszawskie” oczywiście jest równie smutne i prawdziwe. Ale co najważniejsze – pokazuje prawdę. Pokazuje powstanie takim, jakie było – pokazuje rzeź.

Na „Powstanie warszawskie” trafiłam trochę przypadkiem – ot, rodzina z małego miasta przyjechała i chcieliśmy spędzić czas miło i pożytecznie. Akurat w Kinie Femina grali jeden z pierwszych seansów „Powstania…”. Na początku myślałam, że idziemy na kolejny matyrologiczny aktorski pokaz umięśnionych szatynów w skórzanych kurtkach. Tymczasem, pomysł Jana Komasy na użycie archiwalnych filmów z walk i stworzenie na ich podstawie historii dwóch braci – filmowców wprowadził powiew świeżości w polskie kino patriotyczne. I – co istotne – patriotyczne, a nie propagandowe.

Mieszkam w Polsce. Mieszkam w Warszawie. Jestem – tak jak Wy – atakowana ze wszystkich stron typową „propagandą produktową”. Kultura i historia w naszym kraju – jak i reszcie Europy – została sprowadzona do roli produktu, który podlega prawom PR – u i marketingu. Jak Niemcy, to źli i zdemoralizowani. Jak Rosjanie, to szatany w „cyfrówkach” na Krymie. Jak Powstanie Warszawskie, to patriotyzm, honor, duma z bycia Polakiem. Powstańcy są wciąż pokazywani jako niemal święci. A przecież była to po prostu sfrustrowana inteligentna młodzież, która w swojej młodzieńczej naiwności uwierzyła w ideały. Dzieci, które zostały wysłane na krwawą łaźnię, z góry skazaną na niepowodzenie.

Witek i Karol to bohaterowie stworzeni na potrzeby filmu. Bracia filmują przebieg powstania w celach propagandowych, na potrzeby polskiego kina Palladium. Karol to starszy brat, poważny i przekonany o słuszności ich misji. Witek to jeszcze nastolatek, który rwie się do walki z bronią w ręku.

Poszukując odpowiednich ujęć, wchodzą coraz bardziej w samo Powstanie. I w końcu udaje im się dołączyć do jednego z oddziałów, z którym idą na akcję. Bracia mogą wreszcie nakręcić „prawdziwą” wojnę, tyle, że ta okazuje się potworna. Bohaterowie orientują się, że przyszło im uczestniczyć w czymś przekraczającym ich najśmielsze wyobrażenia – świat, w którym się znaleźli, to świat po apokalipsie. Uświadamiają sobie, że ich rolą jest udokumentowanie tej apokalipsy i ocalenie za wszelka cenę taśmy z materiałem…*

Sam pomysł na historię jest oczywiście banalny – dwóch braci, a więc związanych ze sobą emocjonalnie, idzie w Powstanie. Na początku historii są przekonani o słuszności powstania, choć im bliżej końca, tym bardziej wojna wydaje im się już nie być walką wyzwoleńcza, ale obroną swoich rodzin i cywili przed militarnym pogromem Rzeszy. Nie garną się już także do walki – tutaj mocno irytuje mnie zbyt dojrzały wedle mojej opinii głos Witka („Ja nie chce kręcić filmów, ja chce tak jak oni – do powstania!” sic!). Zdecydowanie uważam, że twórcy powinni wybrać o wiele młodszego aktora, 14 – 15 letniego, aby nadać historii autentyzmu.

[singlepic id=404 w=320 h=240 float=left]Twórcami scenariusza są aż trzy osoby –  Joanna Pawluśkiewicz, Jan Ołdakowski i Piotr C. Śliwowski. Widać więc różnice w scenariuszu, zwłaszcza w poprowadzeniu bohaterów. Dialogi są oczywiście dość schematyczne, natomiast emocjonalna gra Żurawskiego (Karol) i rozwój bohaterów (w szczególności Witka) starają się zatrzeć niedociągnięcia w scenariuszu. Scena, w której Karol próbuje odciągnąć młodszego brata aby nie zobaczył miejsca masowego rozstrzelania cywili, szczególnie mną poruszyła. Inna poruszająca scena to moment, w którym powstańcy teoretycznie próbują uratować postrzelonego kolegę – potem okazuje się, że „Wojtuś” był zaledwie ośmioletnim chłopcem. Nie wiem, czy twórcy użyli scen mniej krwawych czy też odwrotnie – chcieli zbudować napięcie, posługując się najbardziej dramatycznymi kadrami. Jeżeli zaszła druga sytuacja, mogę jedynie napisać – wy cyniczne bydlaki! Jeżeli jednak wybrali kadry starannie spośród wielu podobnych – mogę tylko podziękować za oszczędzenie widzowi kolejnych trupów dzieci i cywili, którymi przesiąknięte jest „Powstanie warszawskie”.

Nie traktujcie tego wpisu jako ostatecznej oceny Powstańców – domniemuję, że kierowały nimi słuszne idee. Czy racjonalne, to inna kwestia, ale sama nigdy nie znalazłam się w sytuacji tak skrajnego zagrożenia, nigdy nie musiałam podejmować tak trudnej decyzji jak podjęcie skazanej na klęskę walki. Jestem pod wrażeniem zdecydowania tych ludzi, odwagi – ale jestem także pod wrażeniem braku wyobraźni dowódców. Z powodu wysłania na rzeź setek cywili i dzieci nie gloryfikuję Powstania i mam dość wszechobecnemu propagowaniu PW jako wspaniałej i słusznej walki. Wszelkie wojny są dla mnie bezsensowne i prowadzi się je tylko i wyłącznie z powodu czystego interesu. PW złamało wszelkie międzynarodowe konwencje. Jedyne co w tym temacie może irytować bardziej, to brak pomocy Rosjan.

Polecam wydanie 18 złotych na bilet do kina. Naprawdę warto – jeżeli drażni Was pomysł fabularny, to idźcie chociażby ze względu na ogromną wartość odrestaurowanych materiałów archiwalnych. Powstańcy zasługiwali na to, aby świat zobaczył ich odwagę. Szaloną, samobójczą – ale odwagę.

Ave!

* Cytat z opisu na oficjalnej stronie filmu

* Ilustracje pochodzą z oficjalnej strony filmu