O chryste, czy to śledziona?! Czyli blog o końcu świata

Czołem!

Jak mogliście przeczytać na moim Facebooku, dostałam ostatnio sporo fajnych książek. W tym – „Blackout” Miry Grant. „Przegląd końca świata” to jak dotychczas moja ulubiona seria o zombie. Ma w sobie wszystko, co powinna mieć dobra postapokaliptyczna historia: zgliszcza starego świata, przekonujących bohaterów i nieustanną walkę o przterwanie ludzkiego gatunku. W trzecim tomie czytelnik otrzymuje ponad 500 stron czystego postapo – są wyludnione stany (a nawet całe państwa), hordy krwiożerczych zombie, problemy natury filozoficznej i egzystencjalnej oraz prosta chęć przetrwania jako człowiek. Również pod względem moralnym.

blck

Czytając „Blackout” doznaję niewyobrażalnej fanowskiej frustracji – dlaczego nic nie dzieje się tak, jak mi się podoba? Jest to, paradoksalnie, ogromny plus książki zamykającej serię „Przegląd Końca Świata”. Tak naprawdę najlepsze, co mogła zrobić Mira Grant dla serii, było wskrzeszenie Georgii – głównej bohaterki, blogerki. Powrót tej postaci oraz związana z nią teoria spiskowa okazały się być wyjątkowo udanym twistem w fabule.

Georgia Mason żyje.

– graffiti znalezione w strefie zniszczeń w stanie Floryda, zdjęcie opublikowane na licencji Creative Commons

Nie zmieniły się dla mnie dwie rzeczy – po pierwsze, Shaun jest szalenie irytujący. Jego szaleństwo i zaborcza miłość do „siostry” nie zbliżają do niego czytelnika. Wręcz przeciwnie, cały czas czekałam, aż Shaun zginie lub w końcu się „ogarnie”.  Jak się jednak okazuje, Shaun jest niezwykle istotny dla fabuły, choć dla mnie przez całą serię pozostanie jedynie postacią drugoplanową.

Teksty Shauna są niestety mocno suche albo nie do końca przeze mnie zrozumiałe, tak jak „zaerolizuję sobie paru martwych kolesi” podczas rzucania granatami w zombie. Jakkolwiek Mira Grant zawsze bardzo dbała o logiczne wytłumaczenia wszelkich zawiłości technicznych czy medycznych, tak w przypadku „granatów aerolizujących” wierzę jej na słowo.
W internecie nie mogłam nawet znaleźć tego słowa. Jeżeli wpadniecie na pomysł, co to oznacza, piszcie w komentarzach!

W trzeciej części polubiłam w końcu Becks – zwłaszcza za teksty w stylu: „O Chryste, czy to śledziona?!” Becks w ostatniej części PKŚ jest  o wiele lepiej poprowadzona jako postać –  w końcu możemy odczuć jej irytację, a nie irytację jej postacią. Mimo że wątek Becks – Shaun jest ledwie zarysowany, to tymi kilkoma komentarzami z perspektywy Becks autorka zrobiła o wiele więcej dla wątku, niż w poprzedniej części. Żałuję, że Mira Grant bardzo minimalistycznie potraktowała postać Mahira, który w drugiej części („Deadline”) pokazał wiele potencjału.

[SPOILER ALERT]

[Nie czytaj dalej, jeśli nie chcesz zbyt szybko dowiedzieć się, co wydarzyło się w „Blackout”]

Postać nowej Georgii Mason ma ogromny minus – choć jak dotąd uczucia Georgii do Shauna były pokazywane jako całkiem siostrzane, tak wyczekiwany przez shippujący fandom romans został poprowadzony zbyt słabo. Grant sprawiła, że otworzyłam szeroko oczy i zaklęłam: „no, k…, no nie! Serio?!” Faktycznie, do końca nie chciałam wierzyć, że Grant jednak to zrobi i przedstawi światu parę Masonów w zupełnie innym wymiarze. Niestety, wątki romantycze nie są jej specjalnością i stylistycznie oraz narracyjnie bliżej jej do „teenage paranormal romance” oraz wszelkich dystopijnych i postapokaliptycznych tworów dla amerykańskich nastolatek. Dlatego też wątek miłosny może odrzucić polskiego czytelnika – na szczęście, nie jest go wiele (drażniąca mnie eskalacja miłości i tęczy nastała dopiero w drugiej połowie książki) a po moich męskich znajomych (którzy czytali książkę) spłynął, jak po zombie – kaczce.

Na okładce Przeglądu Końca Świata możecie znaleźć fragment tej recenzji, udostępniony Wydawcy przed publikacją tekstu. Post – Apokalipsa Polska, której jestem redaktorką, jest patronem medialnym książki.

wazne-blackout

Mimo tych kilku wad „Blackout” to zgrabne podsumowanie serii – choć wiele wątków poprowadzono w sposób nie zawsze satysfakcjonujący czytelnika. Liczyłam na to, że Masonowie naprawdę odnajdą i uratują siostrę Alarica, Shaun oleje Georgię dla Becks (której zazdrość i zajadłość aż mnie wzruszała, serio, było mi jej szkoda) a Georgia w końcu umrze dwa razy. Jednak mogę odłożyć na bok żale, ponieważ była to dobra rozrywka. Książkę, jak całą serię, czyta się bardzo dobrze, a sensacyjne wątki stworzone są z precyzją skalpela.

Polecam każdemu, kto lubi nie tylko akcję i horror, ale również logiczną historię i bohaterów, z którymi ciężko się będzie rozstać. Grant potrafi pisać i ma ogromne zaplecze wiedzy na podejmowane przez siebie tematy. W tej książce bloger nie jest szafiarką, tylko dziennikarzem z misją, a zombie nie jest po to, żeby główny bohater mógł pochwalić się umiejętnościami Specnazu. To wciągająca historia o poczuciu misji i sprawiedliwości, o ratowaniu świata – zarówno tego na zewnątrz, jak i swojego własnego.

Ave!

2 komentarze do „O chryste, czy to śledziona?! Czyli blog o końcu świata

  1. Jestem tylko człowiekiem, nie mogłam dociec tej zagrywki słownej. Dzięki za trwanie na posterunku! 🙂

  2. Aero – powietrze,
    Aerolizacja granatem to wysadzenie trupów w powietrze
    Pozdrawiam 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.