TOP LISTOPADA, czyli najbardziej odjechane koncepty w literaturze

Czołem!

 

Od jakiegoś czasu mam Patronite, gdzie w podziękowaniu za wspieranie mnie możecie dostać dużo fajnych rzeczy. Jedną z nich jest wybieranie Tekstu Miesiąca, czyli tzw. TOP Miesiąca.

W skrócie – wpłacając 15 zł i więcej otrzymujecie dostęp na super mega ultra Tajną Grupę Nerdów, gdzie wybieracie temat, na który mam napisać notkę na blogu. Przed Wami wynik pierwszego, historycznego głosowania, którym jest powstanie tejże notki.

Wspierać możecie mnie na patronite.pl/nerdkobieta

Nie przedłużając – w listopadzie podejmę temat najbardziej odjechanych (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) konceptów w książkach!

Temat jest o tyle ciekawy, że trudno było mi wybrać konkretne przykłady. Ciężkim orzechem do zgryzienia była już sama decyzja, czym powinnam się kierować przy wyborze tych właśnie przykładów. Niewykluczone więc, że jeszcze wrócę do tematu.

Oto TOP 5 NAJBARDZIEJ ODJECHANYCH KONCEPTÓW w literaturze, jakie Wam dzisiaj przedstawię:

  1. Streamy z zombie apokalipsy

  2. Zamek na kółkach

  3. Anonimowi Mózgocholicy, czyli Zombie AA

  4. Schizofrenik – ostatni człowiek na Ziemi

  5. Miasto ślepców

 

Dla niepocieszonych – nie znajdziecie tu Philipa K. Dicka. Ciężko zmieścić kilkadziesiąt tekstów na liście. Być może też kiedyś powstanie wersja vintage tego wpisu… kto wie, co wymyślą szacowni Patroni?

 

Streamowanie apokalipsy

 

Streamy z zombie apokalipsy to koncept względnie nowy, ale niezmiernie bawi mnie gdziekolwiek na niego wpadnę. Wydaje mi się to tak absurdalnie życiowe, że nawet niezaplanowanie ośmieszający kontekst takiego wątku odbieram w sposób pozytywny. Ot, taki przypadkowo prześmiewczy element współczesności, który na dobre zaczyna wchodzić w popkulturę.

W tym przypadku mam na myśli oczywiście wątki z „Przeglądu końca świata” Miry Grant. USA właśnie dźwigają się z apokalipsy zombie – choć wirus jest jeszcze aktywny i są nim objęte całe połacie kraju, to ludzkość udoskonaliła technologię rozpoznawania wirusa i ograniczania jego rozprzestrzeniania się. Głównymi bohaterami trylogii jest grupka blogerów, którzy reprezentują erę nowych mediów – blogosfera staje się niezwykle ważnym, obiektywnym medium, śledzonym przez setki tysięcy ludzi. Nie zmienia się jednak wymiar marketingowy blogosfery – nadal ważne tematy przeplatają się z gorącymi newsami i filmikami z dźgania zombie patykiem. Przegląd Końca Świata posuwa się wręcz do stremowania apokalipsy zombie…

Mogę być już nudna w swoim promowaniu tej trylogii gdzie tylko się da, ale taka jest prawda – choć to książka lekka i przygodowa, wciąż odnajduję w niej coś nowego.

Jeśli interesuje Was ten Odjechany Koncept, odsyłam Was do jednej książki („Przegląd końca świata” możecie kupić np. w Empiku), jednego serialu (Z Nation możecie obejrzeć na Netfliksie) i jednego filmu (Cloverfield – choć nie ma w nim streakingu sensu stricto, a okazyjny zapis wydarzeń, wciąż jest godny polecenia).

 

Zamek na kółkach

 

Pan lodowego ogrodu” to bardzo ciężka dla mnie pozycja recenzencka. Ma swoje ogromne plusy, dzięki którym chłonęłam książki jak gąbka spirytus. Ma też swoje wady, przez które czasami chce się rzucić kolejnym tomiszczem o ścianę.

Jest w tej sadze pewien Odjechany Koncept, który utkwił mi w głowie:

(…) okazało się, że Cierń naprawdę był ruchem. Gigantycznym fraktalem z żelaza. Obracających się obręczy, kos, wahadeł, kół zębatych i mimośrodów. Wszystko to wirowało wokół siebie nawzajem z szumem przywodzącym na myśl gigantyczne wirniki. Chwilami przypominało to astrolabium, chwilami wrzeciono, a chwilami jakiś mechanizm zegarowy.

– Cierń! Cierń! Cierń!

– Zwariowaliście? Nie podejdę do tego, przecież mnie posieka – warknął Drakkainen.

Wtedy coś się zmieniło.

Obręcze zaczęły zwalniać, kosy i wahadła odchylać się i obiekt zaczął zmieniać kształt jak monstrualna układanka z kutego żelaza i elementów mostowych. Olbrzymie kształty obracały się z szumem powietrza i ogłuszającym zgrzytem, po czym ustawiały się jeden przed drugim (…) po tym moście kroczył wysoki mężczyzna.

~Pan lodowego ogrodu, tom 1, s. 529

Ów stalowy Cierń, o którym jest mowa we fragmencie, to niby – zamek, niby – pojazd doktora van Dyken’a, mężczyzny, którego musi odnaleźć główny bohater powieści.

Trzeba przyznać, że jestem wielbicielką gigantów w popkulturze – zarówno wielkich monstrum, jak Godzilla, tak mechów, gundamów i Gwiazdy Śmierci. A jeśli taki Koncept jest podlany solidną porcją psychodeli – jak w przypadku PLO – tym lepiej.

Różnego rodzaju „budowle na kółkach”, tak jak „zamek” z PLO, możecie znaleźć także  w animacjach (chociażby w Latającym Zamku Hauru, jeśli mam iść po najmniejszej linii oporu) czy filmach steampunkowych. Przy okazji, „Zabójcze maszyny” (romans postapo i steampunku) pojawią się w kinach dosłownie na dniach, a wcześniej możecie przeczytać książkę o tym samym tytule – znajdziecie ją m.in. w Empiku.

 

Grupa Wsparcia Nieumarłych

Lament zombie” S.G.Browne to książka, od której zaczęła się moja przygoda z komediowym ujęciem zombie w literaturze. Czytałam ją na przełomie 2012 i 2013 r., a jednak wciąż wspominam tę historię z wielkim sentymentem.

Główny bohater powieści, Andy, został zombie w wyniku wypadku samochodowego. Jako jedyny ze swojej tragicznie zmarłej rodziny (jego córka i żona umarły) powrócił zza grobu. Zawstydzeni rodzice ukrywają Andy’ego w piwnicy i wysyłają na spotkania AN (Anonimowi Nieumarli), które stają się jedyną rozrywką nieumartego bohatera.

Choć książka dotyka ważnych tematów, takich jak pozbywanie obywateli praw (cóż, martwych obywateli), granice wolności czy… hmmm, uzależnienia, to jednak jej główną osią jest komiczna grupa wsparcia. Nie zdradzę wam więcej, aby nie spolerować historii – znajdźcie książkę w bibliotece i zabierajcie się do czytania! Ja czytała wydanie wydawnictwa Amber.

Nie będziecie zawiedzeni. Nastawcie się na dobrą zabawę!

Inne komediowe spojrzenie na grupy wsparcia znajdziecie m.in. w serialu People of Earth, prześmieszny serial o grupie wsparcia dla osób, które rzekomo spotkało UFO. Serial ma dwa sezony, jest pełen ciepłych i wyrazistych postaci, a najlepszymi bohaterami są… właśnie, kosmici.

 

Anton, najgorszy człowiek na ziemi

Książkę „Wielkie solo Antona L.” przeczytałam dzięki mojemu dobremu znajomemu, Jackowi, który kiedyś mi ją pożyczył i tak oto niepozorne wydanie z 1989 r. przeleżało u mnie na półce kilka lat.*

Anton L., urzędnik austriacki**, był typowym „przegrywem życiowym” – a jak to się drzewiej mawiało, dziwakiem i ekscentrykiem. Rzadko się mył, miał wiele wad, był ogromnym egoistą i egocentrykiem. Wynajmował pokój w mieszkaniu państwa Hommerów, choć był już w sile wieku.
Pewnego czerwcowego dnia budzi się z zamiarem wzięcia chorobowego w pracy (ot, nie chciało mu się iść), ale telefon nie działał. Próbując wziąć dzień wolny odkrywa, że wszyscy ludzie dosłownie wyparowali.

Koncept było tyle odjechany, że im bardziej poznajemy Antona L. tym szybciej dochodzimy do winsoku, że była to osoba poważnie chora. Gdybym mogła, stawiałabym na schizofrenię, połączoną z paranoją i skrajnym narcyzmem. Świat po apokalipsie widziany jego oczami jest niezwykły, ale jeszcze bardziej fascynujące (i przerażające) są uczynki, jakich dopuszcza się Anton pozbawiony otoczenia ludzi. Żeby wymienić najlżejsze z nich, dobija zwierzęta domowe tasakiem, karmi jaszczurkę własną krwią lub mianuje się papieżem.

Książka spodoba się zarówno fanom postapo, jak i bardziej wyrobionym czytelnikom sci fi, szukającym ambitnej acz nieco wykręconej literatury.

Autorem powieści jest Herbert Rosendorfer, bardzo popularny niegdyś niemieckojęzyczny autor. Sama książka została wydana po raz pierwszy w 1976 r., co by się w sumie zgadzało – cały rok 2018 był dla mnie (i jest nadal) rokiem książek trochę zapomnianych, powstałych właśnie w latach 50. I 70. ubiegłego wieku.

O książce tej miałam okazję mówić na prelekcji podczas toruńskiego Coperniconu. Drodzy uczestnicy konwentu! Jeśli nagraliście choć część prelki, odezwijcie się do mnie na maila (znajdziecie go w zakładce Kontakt).

 

Miasto ślepców

Ostatnim Odjechanym Konceptem, o którym chcę Wam opowiedzieć, jest główne założenie „Miasta ślepców” Jose Saramago.

Historia opowiada o epidemii ślepoty, która zaczyna ogarniać fikcyjne miasto. Fanom postapo warto się przyjrzeć temu ujęciu epidemii/pandemii, nawet jeśli książka niekoniecznie opisywana jest jako sci fi.

Metropolia zostaje poddana kwarantannie a lekarze bezskutecznie próbują ustalić, co jest przyczyną postępującej epidemii. Grupa chorych zostaje odizolowana od reszty w szpitalu psychiatrycznym – i tam rozpoczyna się prawdziwy koncert przemocy.
Książka jest bardzo naturalistyczna, przygotujcie się więc na opisy fekaliów i innych elementów fizjologii.

Autor dostał za tę powieść Nobla, co powinno być samo w sobie zachęcające.

Dla leniwych, w 2008 r. powstał film o tym samym tytule, gdzie głównego bohatera męskiego gra Mark Ruffalo (znany m.in. z roli Hulka w Avengers).

 

Wiem, że nie zamieściłam wielu godnych polecenia tytułów. Napiszcie w komentarzach, jakie Odjechane Koncepty książkowe Wy polecacie.

Jeszcze raz dziękuję za wsparcie moich Patronów, dzięki którym mogłam zrealizować ten wpis.

Możecie wspierać mnie na patronite.pl/nerdkobieta już od 5 zł miesięcznie!

Ave!

 

 

*Jacku, jeśli to czytasz – oddam Ci ją w stanie nienaruszonym!

** Jeśli jednak niemiecki, poprawcie mnie w komentarzu
Design