Czołem!
Poniżej zapis wywiadu z Michałem Gołkowskim, autorem książek z serii „Fabryczna Zona”. Rozmowa miała miejsce w maju 2013 r. – od tego czasu sporo się wydarzyło. Michał został jednym z najpoczytniejszych autorów Fabryki Słów, jego „Ołowiany Świt” rozszedł się w tysiącach egzemplarzy a Zona na stałe zagościła w polskiej fantastyce. „Ołowiany świt” na pewno był krokiem milowym w promowaniu postapokalipsy w Polsce – mimo tego, że S.T.A.L.K.E.R. nie jest postapokalipsą sensu stricto.
Jak zaczął się Twój romans z pisarstwem?
[Michał Gołkowski] Pierwsza książka rozpoczęta – 1993 rok, niedokończona, utracona; pierwszy zbiór opowiadań – 1997 rok, niedokończony, mam na półce brudnopis; druga książka rozpoczęta – 2001 rok, niedokończona, mam wciąż plik na komputerze; trzecia książka rozpoczęta – 2011 rok, niedokończona, bo wciąż pracuję, dwa tomy gotowe, trzeci otwarty, chwilowo przerwa na stalkera. Czwarta książka zaczęta pod koniec października, skończona 21 grudnia 2012 – ta się wreszcie udała w całości. Dość długa historia… A pisać chciałem, odkąd do mnie dotarło, że *mogę*, że jest to coś, co się po prostu robi. „Ołowiany Świt” powstał pod wpływem impulsu, zaczęło się od poddanej mi przez moją Muzę myśli, na którą odpowiedziałem tytułem i pierwszym zdaniem pierwszego opowiadania. W międzyczasie okazało się, że nie będzie to ani opowiadanie, ani opowiadania, a właśnie książka – wtedy też zacząłem szukać wydawcy. Udało się. Jaki z tego morał? Stalker w jest każdym z nas, trzeba tylko mieć odwagę wyruszyć na zew marzenia.
Dlaczego wybrałeś właśnie uniwersum STALKER’a?
[Meesh] Bo S.T.A.L.K.E.R. siedzi we mnie od lat. Odkąd zobaczyłem pierwszy trailer w 2004, odkąd zszedłem do opuszczonych podziemi pod Międzyrzeckim Rejonem Umocnionym w latach 90. , odkąd po raz pierwszy poczułem, jak ściska mi gardło coś nienazwanego, gdy szedłem ulicami zupełnie pustego nocą miasta jeszcze jako dzieciak. Od czasu wielkiej paniki i dni z płynem Lugola w ’86, od pierwszego filmu przywiezionego przez Tatę z Zony w ’92. S.T.A.L.K.E.R. to kolejna odsłona wielkiego mitu ziemi spustoszonej i człowieka, który próbuje odnaleźć sens pośród okruchów niegdysiejszego świata. Nie da się dziś mówić o postapokalipsie, pomijając wątki stalkerski – od tych najstarszych, z lat 70. jeszcze, aż po te najnowsze. Oczywiście, jest wiele światów pokazujących nam to, co pozostanie po Ostatecznej Zagładzie, gdy staną zegary – ale ten zdaje mi się najbardziej poruszającym, bo jest nam tutaj, w Polsce, najbliższy i najbardziej pokrewny. Apokalipsa nie musi być powszechna i globalna, nie wymaga wcale użycia broni masowego rażenia; tak naprawdę to zagłada globalna traci całą swą moc, bo ogromna skala wypala nasze uczucia. A właśnie S.T.A.L.K.E.R. to apokalipsa lokalna, taki mały koniec świata – ot, niecałych 40 kilometrów, raptem jedna elektrownia, jedno miasto. Jedno życie… Życie każdego z nas. Ta „lokalność” o wiele bardziej chwyta za serce, pozwala poczuć i przeżyć wszystko całym sobą.
Oprócz pisania zajmujesz się także airsoftem z elementami… hmm, larpu postapokaliptycznego. Od czego się zaczęło i jak fajna jest to przygoda?
[Meesh] Zaczęło się od tego, że w 2009 zdecydowaliśmy z Asią, że już nie będziemy rekonstruktorami X-XIII wieku na Rusi Kijowskiej (serio!); przestawienie się na S.T.A.L.K.E.R.a zajęło mi dosłownie 48 godzin, więc musiało być w tym coś więcej, czego nie czułem, albo czego sobie nie uświadamiałem… Projekt 30HA narodził się podczas Ruskiego Wieczoru przy naszym stole, tam też zebrali się ojcowie-założyciele tego, co dziś zaowocowało pierwszym rozdziałem serii literackiej. Airsoft w klimatach stalkera pozwala doskonale wczuć się w rolę samotnika w Zonie – nigdy nie wiesz, co może czaić się w trawie, każde okno zdaje się patrzeć, jak przekradasz się wzdłuż muru… A że zawsze działamy solo, to każdy z nas zmuszony jest ufać wyłącznie sobie i tylko na sobie polegać, nie licząc na wsparcie ani osłonę innych. Ten pozorny brak współpracy często owocuje spektakularnymi porażkami drużyn, z którymi przychodzi nam wymieniać kompozyt – doskonale zgrane i posiadające wspaniały sprzęt machiny wojenne po prostu głupieją w obliczu stochastycznych i pozornie pozbawionych sensu działań stalkerów-samotników.
Czy zauważasz kobiety w uniwersum postapokaliptycznym? Autorki, czytelniczki, postaci literackie?
[Meesh] Mężczyzna bez kobiety jest zaledwie połową całości – gdyby nie moja Muza, nie byłoby „Ołowianego Świtu”, a książkowy S.T.A.L.K.E.R. po polsku byłby nadal wyłącznie marzeniem. Kobiet jest może w środowisku postapokalipsy ilościowo mniej z racji uwarunkowań społeczno-kulturowych, ale te, które wkraczają w jej świat, są warte więcej od niejednego rzekomego twardziela. Nie do końca rozumiem to, że część miłośniczek tego gatunku zdaje się ukrywać ze swoją pasją – zapewniam Was wszystkie, że jesteście absolutnie bezcenną częścią świata, który bez Was straciłby swój smak. Powiem więcej – widzę nawet w recenzjach mojej książki, że to właśnie kobiety o wiele bardziej entuzjastycznie odbierają „Ołowiany Świt” – być może jest to związane z tym, że bardziej od mężczyzn przyzwyczajone są do odbierania świata przez pryzmat swoich myśli i spostrzeżeń, nie oczekując od niego na siłę logiki i konsekwencji. Spotkałem się z zarzutami, że rozdziały „Idiotka” oraz „Idiota” są nielogiczne i niespójne; a co niby sugerują ich tytuły? Życie nie jest logiczne ani spójne, podobnie jak kobieta – ale przecież właśnie to jest tak piękne
Cóż mogę jeszcze dodać? Ja jestem tylko gościem, który napisał książkę. Nie byłoby „Ołowianego Świtu”, nie byłoby początku całej serii literatury S.T.A.L.K.E.R. po polsku, gdyby nie Wy – bo to Wy czekaliście na tę książkę, bo to Wy sprawiacie, że jesteśmy na liście bestsellerów Empiku… a to wszystko dopiero początek.
Dobrej Zony, stalkerzy!
Ave!