Czołem!
Dopiero co zakończył się konkurs, w którym mogliście wygrać dwa zestawy książek Adama Przechrzty. Serdecznie dziękuję wszystkim Wam za udział w konkursie i wierzcie mi – gdyby to ode mnie zależało, przyznałabym nagrodę wszystkim, którzy w odpowiedzi na pytanie konkursowe pisali, że najbardziej demonicznym miejscem na Ziemi jest Zakład Ubezpieczęń Społecznych 😉 W dzisiejszym wpisie znajdziecie sporo nostalgii i… kolejny konkurs!Tym razem do rozdania mam 10 książek około – fantastycznych od Antykwariatu Asylum! Co zrobić, żeby wygrać? Przeczytajcie wpis i wykonajcie zadanie konkursowe.
Osobiście często chodzę do antykwariatów. Wychowałam się na starych tytułach z mojej biblioteki szkolnej, czytanych przez kolejne pokolenia. Biblioteka nie była zbyt duża, ale labirynt regałów i książki ukryte w rozpadających się tekturowych okładkach miały swój urok. Każda wyglądała tak samo – obłożona szarym papierem, z ręcznie napisanym numerem katalogowym – ale w środku działy się cuda.
Podczas gdy kilka nowych tytułów było rozchwytywane przez uczniów tylko ze względu na nowa okładkę, ja buszowałam pośród zapomnianych klasyków jak Szklarski czy Dumas. Dzięki temu moje dzieciństwo wyznaczał nie tylko kultowy już „Harry Potter”, ale przede wszystkim Astrid Lidgren (czy ktoś pamięta jeszcze „Ronję, córkę zbójnika” albo „Rasmusa i włóczęgę”?), cykl o Tomku Wilmowskim (przez niego „zachorowała” na sztucer), „Tajemniczy ogród”, „Mała księżniczka”…
Pamiętam, jak zaczęła się moja miłość do fantastyki w literaturze. W okolicach szóstej klasy mieliśmy omawiać książkę Lema jako lekturę, ale „Bajki robotów” totalnie mi się nie spodobały. Wzięłam wtedy z biblioteki dwie jego książki. Kiedy „Bajki…” mnie odrzuciły, postanowiłam dać Lemowi drugą szansę. To był bardzo trafiony wybór – „Opowieści o pilocie Pirxie”. Największe wrażenie zrobił na mnie wtedy fakt, że Pirx miał zżółknięta od promieniowania kosmicznego skórę – to było tak logiczne i realistyczne! Chwilę później zapowiedziano ekranizację „Drużyny pierścienia” – nie było mnie stać na bilet do kina, ale odkryłam że w bibliotece jest „Hobbit” i cała trylogia Tolkiena.
Tak się zaczęło.
Zachęcam do wzięcia udziału tylko te osoby, dla których liczy się przede wszystkim treść, a nie nowa okładka czy zapach świeżej farby drukarskiej. Na blogu i moim FB rozdaję również nowe książki – jeżeli więc nie odpowiada Wam, że książki miały już innych właścicieli, nie hejtujcie a po prostu poczekajcie na inny konkurs 🙂
Antykwariat Asylum przekazał na konkurs następujące tytuły:
1.Seria „STAR WARS” – „Ilustrowany przewodnik po broniach i technikach Gwiezdnych Wojen”
2. Charles Yu – „Jak przeżyć w fantastycznonaukowym wszechświecie”
3. Timothy Zahn – „Obława na Icarusa”
4. Melissa de la Cruz – „Błękitnokrwiści: Maskarada”
5. Michaił Achmanow – „Przybysze z ciemności: Inwazja”
6. Glen Cook – „Pan milczącego królestwa”
7. Jacek Komuda – „Wilcze gniazdo”
8. Marek Utkin – „Technologia i smoki”
9. Stanisław Lem – „Śledztwo”
10.Herbert G. Wells – „Wojna światów”
Jak dostać jedną z książek?
Polubcie Antykwariat Asylum, napiszcie w komentarzu tytuł książki, którą chcecie wygrać i po krótce opowiedzcie swoją historię z używaną książką. Może jakaś zapadła Wam szczególnie w pamięć? Albo tak jak ja przeżywaliście każdą wyprawę do biblioteki albo antykwariatu? Na odpowiedzi macie czas do wtorku, do północy.
Ave!
9 thoughts on “Konkurs z Antykwariatem Asylum – czyli jak zaczęła się moja miłośc do fantastyki”
Zatonięcie Japonii – znam! Zazdroszczę, ciężko dorwać ten tytuł!
A to można gardzić używaną książką? Są tacy ludzie? Ja uwielbiam książki, które miały innych właścicieli lub były wielokrotnie czytane. Sama nie mam oporów, żeby pożyczać swoje cenne książki, bo po prostu uważam, że one przez to zyskują życie. Ostatnio zdobyłam używaną książkę „Zatonięcie Japonii”. Książka stara jak ja (ten sam rocznik), a historia jeszcze starsza, bo została napisana w latach 70. I co z tego, że okładka wygląda jak psu z gardła wyjęta, a niektóre strony są po prostu luzem do niej włożone… Ta książka ma duszę, a historia którą opowiada wcale nie jest „za stara”, albo nieatrakcyjna. Uwielbiam ją. I każdą moją książkę. Przygarniam je wszystkie jak zabłąkane kociaki ^^
Ah, i zapomniałabym: Herbert G. Wells – „Wojna światów” 🙂
Stanisław Lem – „Śledztwo”.
Moja przygoda z czytaniem książek zaczęła się od Wiedźmina. Po przeczytaniu całego cyklu zacząłem kupować i czytać coraz to nowych autorów i odkrywać, że fantastyka jest nurtem bardzo szerokim i zróżnicowanym. Z czasem zacząłem zaopatrywać się w książki w antykwariatach. Każda wyprawa do niego jest dla mnie czymś niepowtarzalnym. Uwielbiam szukać wśród książek czegoś, co mnie zainteresuje. Pierwszą książkę, jaką nabyłem w antykwariacie była: „Komosutra” Aleksandra Olina. Bardzo często w antykwariatach można znaleźć ciekawą literaturę, której nie ma w księgarniach, po niskich cenach. Dzięki temu udało mi się uzupełnić pierwsze wydanie Wiedźmina o brakujące książki, które ktoś mi nie oddał.
Najwięcej radości przyniosłaby mi:„Przybysze z ciemności: Inkwizycja” Michaiła Achmanowa 🙂
Ja nigdy nie zapomnę książki – a jakże, bardzo używanej – choć nie pożyczanej ani z antykwariatu.
Z bardzo wczesnego dzieciństwa pamiętam księgę starą, potarganą, z nadszarpniętą okładką, na której nie dało się nawet przeczytać już tytułu (z czego dawniej robiono okładki? To raczej nie była tektura; była ona bardzo pomięta i miękka, a mimo to dość mocna). Strony pożółkłe od starości, rogi pozaginane…
Treścią książki były tradycyjne baśnie rosyjskie. Doskonale pamiętam, jak czytała mi je mama, siostra, mąż kuzynki, przyjeżdżający na wakacje. Kiedy on czytał, uważnie słuchaliśmy go wszyscy, cała gromadka mojego rodzeństwa.
Potem czytałam ją sama. I do dziś pamiętam śliczną Maszę czy głupiego Waniuszki, który mając za zadanie pilnować drzwi domu, zabrał je sobą.
Nie wiem, co się z nią się stało. W każdym razie, niestety, nie dotrwała do dziś.
Timothy Zahn – „Obława na Icarusa”
W okresie licealnym zazwyczaj wychodziłam do zajęć z myślą, że pozostała mi godzina do odjazdu autobusu i że z tym czasem coś trzeba zrobić. Zazwyczaj wtedy kierowałam się do antykwariatu, który mieścił się po drugiej stronie ulicy niż moje LO. Pachniało tam starymi książkami i kurzem, a wszystko to przywodziło mi na myśl pomarańczowe lub żółte strony starych tomów, tak różne od rażącej bieli nowości wydawanych dzisiaj. Tam nabyłam swoją pierwszą książkę z drugiej ręki – „Siewcę Wiatru” Kossakowskiej. Zakochałam się, zarówno w polskiej literaturze fantastycznej, jak i w bohaterach opowiadania. Zauważyłam też, że porzucone, oddane książki mogą okazać się o wiele ciekawsze niż nowości z księgarnianych półek, dlatego często szperałam w poszukiwaniu nowego towarzysza wieczorów. Teraz moja biblioteka pełna jest książek z drugiej ręki, czasami w lepszym, czasami w gorszym stanie, ale zawsze tak samo chętnie przeze mnie czytanych.
Aha, chętnie bym przytulił „Pana milczącego królestwa” Glenna Cooka
Moją pierwszą używaną książką, kupioną za swoje pierwsze własne pieniądze był „Rudy Orm” Fransa Gunnara Bengtssona, historia przygód wikinga w X wieku, który m.in. trafia do Andaluzji, Anglii i na Ruś. Od tamtej pory (czyli będzie ze 25 lat) czytałem ją chyba ze sto razy, okładka już odpadła, ale wciąż zajmuje honorowe miejsce w mojej bibliotece.
Melissa de la Cruz – „Błękitnokrwiści: Maskarada. Mnie osobiście miłością do książek zaraziła mama. Do dziś mam przed oczami ją jak czyta w wannie,rano przed pójściem do pracy jedząc śniadanie, na wakacjach. Mama zabierała mnie często do biblioteki byśmy razem pobuszowały w poszukiwaniu ciekawych książek. Gdy była chora sama chodziła i szukałam tytułów ,które przypadłyby jej do gustu. Było to o tyle łatwe że mamy podobny gust.Później zaczęłam buszować po antykwariatach, kupować w sieci bo książki to moja miłość. I wcale o wartości książki nie decyduje okładka ale jej treść. Ostatnio w moje ręce wpadła Przystań posłuszeństwa- zwyczajna okładka ale jaka treść. Książka kipi erotyzmem od pierwszych stron i choć nigdy po takie książki nie sięgałam ta mnie urzekła. Wręcz nie potrafię się od niej oderwać i w tym właśnie tkwi magia książek czy tych nowych czy używanych:)
Jacek Komuda – „Wilcze gniazdo”. Bardzo lubię używane książki, ponieważ można z nich wiele się dowiedzieć na temat ich poprzednich właścicieli. Niektóre wyglądają, jakby ten kto je czytał używał do tego rękawiczek, bo nawet jeden róg nie jest zagięty, a strony nie są tłuste od palców. Pamiętam jak kiedyś w magazynie bibliotecznym znalazłem książkę z początku XX wieku, a na pierwszej stronie była notatka służbowa oficera wywiadu – „Zarekwirowane w dniu XX-XX obywatelowi XXX w wyniku przeszukania dotyczącego działania na szkodę Państwa”. Ile ta książka musiała widzieć w swym papierowym życiu i dotrwała do naszych czasów, aby nam to przekazać. W bibliotekach zawsze przeglądam tylko stare prace historyczne, a najbardziej uwielbiam te pisane gotykiem, zawierające pożółkłe mapy z naderwanymi rogami i litografie bogate w każdy detal. To jest jak poszukiwanie skarbów, bo trzeba rozszyfrować najpierw tekst, a potem wyłuskać to co ważne. Wtedy starano się o każdy element. Skórzane oprawy, złocone grzbiety kart, papier gruby, a czcionka potężna. Dzięki bibliotekom poznaję historię swych ziem, a cieszę się jak dziecko, gdy mogę poczytać monografię z XVIII lub XIX wieku. Spojrzenie dawnych badaczy jest inne, nieznane i tajemnicze. Czasem z nutką romantyzmu. Z kolei w antykwariatach szukam komiksów, szczególnie tych ze swego dzieciństwa. Uwielbiam przypominać sobie tamte lata, a komiksy są oknem, dzięki któremu lepiej mogę je zobaczyć w wyobraźni.
Comments are closed.