Kobiety Krety z apokaliptycznej sekty

Czołem!

Nadrobiłam ostatnio kilka książek i seriali, z okazji grypopodobnego choróbska wiązącego mnie z łóżkiem na dłużej. Szukałam serialu wspomagajacego leczenie. Potrzebowałam czegoś lekkiego, optymistycznego, nie do końca wysokiej klasy. Trafiłam na „Unbrekable Kimmy Schmidt” nieodżałowanego Netflixa. To był dobry wybór.

„Unbrekable Kimmy Schmidt” to krótka (około 11 odcinków po 25 minut) historia Kimmy, która w wieku 15 lat została porwana przez psychopatycznego sekciarza i przetrzymywana w bunkrze. Szalony Wielebny przekonywał ją i trzy inne ofiary, że apokalipsa nadeszła a świat został spopielony. Kiedy zbliżają się 30te urodziny Kimmy, oddział SWAT ratuje kobiety z rąk maniaka.

https://www.youtube.com/watch?v=WYNbp0u8WjA

Serial jest typową komedią o odnalezieniu siebie i nadrabianiu straconego czasu. Mamy więc gros schematycznych bohaterów – milionerów, hippiskę na bakier z prawem, obowiązkowego przyjaciela geja/artystę, imigranta i złośliwe nastolatki. Sama historia jest radosną wariacją „Atomowego amanta” – komedii z 1999 r. Jakkolwiek Adam, tytułowy amant, przebywał w bunkrze 35 lat (i nieźle przez to ześwirował) i wyszedł na zewnątrz dopiero w poszukiwaniu towarzyszki zycia, tak Kimmy starała się zachować zdrowy rozsądek i próbowała odkryć, co naprawdę stało się na powierzchni.

Schematyczność fabuły rekompensują świetne teksty, wyczuwalna autorionia twórców serialu oraz zmiany, jakie zachodzą w bohaterach. Nie często zdarza się, aby bohaterowie serialu dojrzewali i rozwijali się – jest to wbrew przemysłowi telewizyjnemu, który zazwyczaj chce wycisnąć z konwencji ile się da, najlepiej produkując 10 sezonów serialu z wysoką oglądalnością*. Wśród bohaterów „Unbrekable Kimmy Schmidt” może nie zachodzą tak drastyczne zmiany, ale jednak ich rozwój jest zauważalny, dzięki czmeu bohaterowie nie zaczynają coraz bardziej irytować. Wręcz przeciwnie, stają się nam bliżsi.

Ponadto, serial jest jednym wielkim mrugnięciem oka do pokolenia tęskniącego za latami 90tymi. Tak, to już ten moment, kiedy moje pokolenie wchodzi w grupę „najdroższych konsumentów”. Podbijający do 30tki widzowie są coraz częściej karmieni sentymentem do czasów ich dzieciństwa czy wczesnej młodości. Na pewno będziemy oglądać coraz więcej melancholijnych powrotów do ostatnich lat XX wieku. A przynajmniej – na pewno w telewizji amerykańskiej.

Ave

*Jedyny przypadek, który nie męczył widza, to chyba „Przyjaciele” – choć i do tego serialu trzeba „dojrzeć”, żeby obejrzeć całość bez rzucania wazonem w telewizor