Czy muszę pisać długo, żeby to miało sens?

Czołgiem!

Jak może zauważyliście, wrzucam ostatnio więcej jedno–dwuzdaniowych postów na profil Facebooka Nerda.

In the ciągu niemal 13 lat bycia blogerką / fandomencerką / właścicielką marki osobistej zaliczyłam wszystkie możliwe fazy walki z prokrastynacją, perfekcjonizmem i obsesją trzymania się kalendarzy publikacji.

Tak, 19 września minie już 13 lat od prowadzenia tej strony. Po drodze zmieniła się domena, serwery, styl pisania i publikowanych treści.

Wiem, że to, co z pełnym przekonaniem doradzam swoim Klientom w kontekście prowadzenia sociali, kompletnie nie działa u mnie. Taka już moja neuronietypowość.

Nie zliczę, ile razy wpadałam w dół, bo nie publikuję / nie recenzuję / nie piszę – podczas gdy wokół ludzie tworzą tony treści. Łapałam się na klasyczny cykl: „to teraz wrzucam DUŻO!”, po czym po miesiącu intensywnego postowania padałam na twarz i znikałam na pół roku.

Dlatego uczę się odpuszczać. Przypominać sobie: hej, krótki post to też post. Nie wszystko musi być długą rozprawką na bloga.

Tylko wciąż trudno się do tego przyzwyczaić, bo głową nadal siedzę w czasach, gdy pisałam długo i dużo. Ale muszę sobie wtedy przypominać, ile mnie to realnie kosztowało.

Dla atencji – fotka ode mnie ze zbiorów prywatnych. Piękna hiszpańska plaża, którą dane mi było odwiedzić w marcu 2023 r. Koszmarnie brakuje mi wyjazdów, ale najbardziej brakuje mi chyba gór Dolnego Śląska.

Ave!