Dlaczego w „Metrze…” nie ma metra, czyli rozmowa z Pawłem Majką – cz. I

 Czołem!

Końcówka wakacji przyniosła dwie ważne premiery książek z gatunku postapokalipsy – „Kompleks 7215” (wyd. Fabryka Słów) i „Dzielnicę obiecaną” (wyd. Insignis). Oba premierowe tytuły utrzymane są w konwencji „metra” – „Kompleks7215” rozgrywa się w postapokaliptycznym metrze i jego okolicach, natomiast „Dzielnica obiecana” to długo wyczekiwany polski tytuł z serii „Metro 2033”.  Historie toczą się w zniszczonej wojną atomową Polsce – w Warszawie i okolicach Krakowa.

Często w kontekście jednej książki wspomina się o drugiej, zwłaszcza że autorzy inspirowali sie uwielbianymi przez fanów grami, takimi jak „S.T.A.L.K.E.R.” czy wspomniane już „Metro 2033”. Złożenie się w czasie obu premier – choć przypadkowe – niesie za sobą przymus zaprezentowania i porównania obu tytułów. Porozmawiałam więc z Pawłem Majką, twórcą „polskiego metra”, chcąc wyjaśnić pewne obawy związane z książką. Wiadome jest, że w polskim „Metrze 2033” nie ma… głównego bohatera, czyli metra. Nastawia mnie to ostrożnie wobec książki – jaka będzie moja ostateczna ocena, dowiecie się po recenzji. Tymczasem zapraszam Was do przeczytania długiego wywiadu z Pawłem – druga część wywiadu ukaże się jutro.

Bartek Biderzycki, autor „Kompleksu 7215” (który objęłam patronatem jako Nerd Kobieta i jako Post – Apokalipsa Polska), również będzie miał okazję do ponownego zaprezentowania swojej książki. Rozmawiałam z nim już o „Kompleksie…”, jednak było to w okresie, w którym książka miała zostać wydana jako ebook. Dziś wybieram się na półoficjalną premierę w warszawskim Parking Barze, więc na pewno będzie okazja do porozmawiania z Bartkiem. Oczywiście, wywiad będziecie mogli przeczytać na blogu.

Tymczasem oddaję w Wasze ręce pierwszą część wywiadu z Pawłem Majką – druga część już jutro!
Ave!

metro-krakow

Publikował Pan już opowiadania w zbiorach postapokaliptycznych, choćby w „Nowe idzie” czy „Rok po końcu świata”. Czy planował Pan, że Pańska debiutancka powieść będzie właśnie w konwencji postapo?
Paweł Majka: To ciekawe, że uznaje Pani zbiorek „Nowe idzie” za postapokaliptyczny. Nikt nie narzucał w nim autorom myśli przewodniej, a jednak rzeczywiście, większość opowiadań z tej antologii albo opowiadała o jakiejś katastrofie, albo toczyła się w postapokaliptycznych scenografiach. Gdy po publikacji zbioru rozmawialiśmy o tym z innymi autorami zamieszczonych w „Nowe idzie” opowiadań, zastanawialiśmy się skąd w nas taki pesymizm. Może spodziewany się jakiegoś wielkiego krachu, bo zbyt długo nic podobnego nie następowało? Zabawne, ale chyba nikt w „Nowe Idzie” nie wywróżył krachu finansowego, a taki właśnie nadszedł.

Podobnie jest z moim debiutem powieściowym, choć nie jest nim „Dzielnica obiecana” a „Pokój światów”, który ukazał się na początku tego roku. Niemniej „Pokój…” także dałoby się zaliczyć do postapo – w świecie tej powieści I Wojna Światowa kończy się dużo poważniejszą niż w naszej rzeczywistości, globalną katastrofą. Tak więc jakoś wyszło, że w jednym roku ukazały się dwie moje powieści i obie dotyczą życia po wielkiej katastrofie. Ale nie planowałem tego. Wysłałem wydawcy „Pokoju Światów” cztery rozpoczęte powieści do wyboru, a on wybrał z nich właśnie postapokaliptyczną.

Co wpłynęło na decyzję o powstaniu „polskiego Metra”?
P.M.: To jest właściwie pytanie do wydawcy, ponieważ to wydawnictwo Insignis szukało autora, który mógłby dla nich napisać „polskie Metro”. Ja usłyszałem o tych poszukiwaniach podczas panelu wydawców na jednym z konwentów fantastyki i od razu pomyślałem o mało wykorzystanych literacko schronach pod Nową Hutą. Dotąd wspomniał o nich w opowiadaniu Jewgienij Olejniczak i chyba nikt poza nim.
Można powiedzieć o przebłysku inspiracji połączonym z obawą znaną prawdopodobnie większości autorów: „napisać to, zanim wpadnie na ten pomysł ktoś inny!”. Miałem szczęście – kilka miesięcy później zadzwonił do mnie niespodziewanie przedstawiciel wydawnictwa Insignis, pytając, czy nie miałbym ochoty spróbować swoich sił z „Metrem…”. Co za traf!

Dwie dekady po Pożodze, globalnej zagładzie atomowej. Gatunek homo sapiens na powrót został sprowadzony do roli jednego z konkurentów w grze o przetrwanie. Zmieniło się wszystko. Tylko ludzie pozostali tacy jak dawniej.

~Wydawnictwo Insignis

Fani nie ukrywają swoich obaw co do tego, jak wyglądać będzie „polskie metro bez metra”. Jeżeli nie podziemna kolej, to co przede wszystkim łączy „Dzielnicę obiecaną” z uniwersum Metro 2033?
P.M.:
Starałem się opierać przede wszystkim na książkach ojca tego uniwersum – „Metro 2033” i „Metro 2034”. W Nowej Hucie nie ma wprawdzie metra, a moi bohaterowie są znacznie gorzej wyposażeni niż mieszkańcy Moskwy, jednak w powieści dążyłem do tego, by cały czas „rozmawiać” z Głukchowskim. Stąd biorą się pewne znane z rosyjskich powieści motywy przeniesione jednak na polską rzeczywistość. Największym problemem było dla mnie zachowanie pesymistycznego raczej wydźwięku oryginału, bo z natury jestem optymistą.
Myślę, że czytelnicy znający świat „Metra 2033” bez trudu odnajdą się i w postapokaliptycznej Nowej Hucie.

Podczas spotkania z Głukchowskim w warszawskim Empiku zaprezentował Pan okładkę książki. Musze przyznać, że główna postać mocno kojarzy się ze steampunkiem… czy steampunk jest bardzo widoczny w powieści?
P.M.:
Nie myślałem o tym w ten sposób, ale teraz, kiedy Pani zapytała, muszę przyznać, że rzeczywiście mogą pojawić się takie skojarzenia. Część bohaterów jest na przykład uzbrojona w muszkiety amatorskiej roboty. To nie wynika z nawiązań do steampunku, ale z próby znalezienia odpowiedzi na pytanie jakie technologie mogłyby się rozwijać – albo jakie mogłyby przetrwać – po upadku cywilizacji wysokich technologii. W prymitywnych manufakturach łatwiej zrobić prosty muszkiet niż karabin maszynowy, a węgiel na terenach Polski jest dostępniejszy od ropy.

Czym inspirował się pan podczas tworzenia obrazu Krakowa i Nowej Huty po zagładzie?
P.M.:Miałem to szczęście, że uczyłem się w liceum zbudowanych w czasach, gdy wszyscy spodziewali się atomowych bombardowań. Pod liceum tym znajdował się schron przeciwatomowy. Spędziłem w nim trochę czasu, miałem okazję zobaczyć jak znacznej degradacji uległ. To pomogło mi już na samym początku prac uświadomić sobie, że w wypadku wojny mieszkańcy Krakowa i Nowej Huty nie mogliby liczyć na żadne „luksusy”. Swego czasu byłem świadkiem szabru, którego ofiarą padały na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, schrony i magazyny Obrony Cywilnej. Pochodzący z nich sprzęt był ogólnie dostępny, nosiliśmy glany z takich magazynów, prawie każdy z nas zdobył maskę gazową itp. itd. To wpłynęło na obraz świata powieści. Jej bohaterowie żyją w ciasnych, podniszczonych pomieszczeniach, cierpią na stałe braki sprzętu itp. itd. Obawiam się, że rzeczywiście mogło by to tak wyglądać. Przed napisaniem książki przeczytałem publikowane przez Obronę Cywilną raporty na temat stanu znajdujących się w Polsce schronów. Powiedzieć, że „nie są budujące” to zachować daleko posunięty optymizm…

C.D.N.

4 komentarze do „Dlaczego w „Metrze…” nie ma metra, czyli rozmowa z Pawłem Majką – cz. I

  1. Jako fan książek postapo wypowiem się czysto czytelniczo – Insignis wiedziało co robi, bo kupiłam książkę bez zastanowienia (choć „Dziedzictwo przodków” leży nie zaczęte od kilku miesięcy) i zaczęłam czytać tej samej nocy. Jestem w połowie – czuć Glukhovsky’ego. A jednomyślne ptaki uważam za strzał w dziesiątkę.

  2. Zauważ, ze jest liczba mnoga i wstęp nazwiązuje również do „Kompleksu 7215”.

  3. Taka nerd kobieta, a we wstępie napisała, że inspirowane grami. (nawet autor w wywiadzie powiedział, że inspirowały go pierwsze powieści Dimitra). W pierwszym wypadku być może, chociaż geneza gatunku nie wywodzi się od gry. A „metro” to już w ogóle strzał jak kulą w płot.

Możliwość komentowania została wyłączona.