Czy postapo musi być globalne? Rozmowa z Arturem Olchowym, cz. I

Czołem!

„Czarownica znad Kałuży” Artura Olchowego to książka, o której opowiadam na konwentach już od ponad dwóch lat. Czytałam ją jeszcze w kawałkach, jako jeden z beta readerów. Swoją premierę miała 20 czerwca tego roku, a dostępna była od 16 czerwca, między innymi na konwencie Fantasmazuria w Ostródzie.
To zdecydowanie najlepsza książka postapokaliptyczna polskiego autora, jaką czytałam od kilku dobrych lat. Tym bardziej cieszę się, że wyszła spod pióra Artura Olchowego, którego bardzo szanuję za działalność w fandomie i fantastyce.
Zapraszam Was do przeczytania pierwszej części wywiadu – rzeki z Arturem. Dziś będzie sporo o postapokalipsie, trochę o współczesnych trendach w polskim postapo i pewnej antologii, od której wszystko się zaczęło.

Nerd Kobieta: Czy „Czarownica znad Kałuży” to postapo?
Artur Olchowy.: To jest postapo i nie jest postapo. Nikt w Okartowie [gdzie rozgrywa się główna historia, przyp. NK] nie ma zielonego pojęcia, co się dzieje 50 km dalej. Jest tylko jedna sugestia w jednym miejscu, że praktycznie cały świat wygląda tak samo jak najbliższa okolica. Bohaterowie sami muszą stwierdzić, czy tak jest naprawdę.

Postapo lokalne?
Zastanówmy się czy postapo musi być globalne. Czy postapo może oznaczać klęskę czy załamanie się cywilizacji na całym świecie, czy po prostu wystarczy jedno miejsce, gdzie ludzkość cofa się do epoki kamienia albo do epoki żelaza; gdy wyrzucimy ich na wysypisko cywilizacji. Dla nich jest to postapokalipsa.

Ale gdyby to nie było globalne postapo, to do Okartowa w końcu by ktoś dotarł – chociażby administracja?
A ma po co? Jest to po prostu odzwierciedlenie sytuacji Mazur, jaka miała miejsce, dopóki nie pojawiły się szowinizmy narodowe, czyli do przełomu XIX i XX wieku. Wcześniej Mazurami nikt się za bardzo nie interesował. Niby wcześniej jakaś administracja była, były jakieś parafie i urzędy, ale Królewiec był daleko. Berlin był jeszcze dalej. Mazury były pozostawione same sobie. Rządziły się w obrębie najbliższej wioski czy kilku wiosek. Świat się kończył tam, gdzie były bagna lub wielki las, którego nie dało się przebyć, i nikt w ciągu całego swojego życia nie poszedł dalej. Funkcjonowali sobie w swoim małym światku.

Jeżeli weźmiemy większość utworów postapo, będzie tak samo – Max [w Mad Max] jeździ sobie po pustyni australijskiej, bezimienny żeglarz w „Wodnym świecie” żyje sobie na wielkim oceanie i nie wie, co jest poza linią horyzontu. Oni wszyscy funkcjonują w jednym punkcie i mało ich interesuje, co dzieje się dalej.

Artur Olchowy, autor „Czarownicy znad Kałuży”, wyd. Genius Creations

Czy przeciętny fan postapokalipsy odnajdzie się w tej historii? Do kogo jest skierowana „Czarownica…”?
To jest dobre pytanie. „Czarownica…” powstała przypadkowo. Zaprosiłaś mnie do antologii [antologii postapo, która nie powstała, ale wspomogła kilku autorom na rynku wyd. – przyp. NK*], wzorowanej na „Zombiefilli”**. 
„Zombiefilia” okazała się być ogromnym sukcesem, ponieważ zebrani autorzy na najbardziej wyświechtany temat w fantastyce napisali historie bardzo oryginalne i bardzo się od siebie różniące. Podobnie było w przypadku „Księgi wampirów”, która miała bardzo różnorodne opowiadania o wampirach w momencie, w którym ten temat był już bardzo „przeorany” przez popkulturę i show biznes. Miałem nadzieję, że i w przypadku antologii postapo będzie tak, że o postapo napisano już wszystko i autorzy antologii zmuszą się, żeby zrobić coś oryginalnego.

Pierwsze pytanie, jakie padło na grupie [twórców antologii], brzmiało: czy mogę pisać w uniwersum S.T.A.L.K.E.R.a? – a drugie pytanie brzmiało, „czy mogę pisać w uniwersum Metro 2033”?

Nerd z pisarzami – Arturem Olchowym i Marcinem Podlewskim – oraz z organizatorką Fantasmazurii, Joanną Usowicz, na Pyrkonie 2017. Foto: Fantasmazuria

Tak, padały takie pytania ze strony niektórych potencjalnych autorów [śmiech]
Postanowiłem więc, że przetworzę twórczo te pomysły najbardziej, jak się da i napiszę humoreskę o stalkerze w postapo, tylko że ów stalker zostanie pokazany w ujęciu prześladowcy z kodeksu karnego [śmiech].

Historia zaczynała się tak, jak zaczyna się „Czarownica znad Kałuży” – przychodzi młody chłopak do staruszki, lekarki pamiętającej czasy sprzed wojny, aby się u niej uczyć. Pomysł był taki, że owa staruszka po 2 – 3 tygodniach wyrzuca chłopaka, ale on zaczyna ją stalkować. Więc mamy postapo i mamy stalkera – stalkera.

W całej tej historii jednak zwyciężyło lenistwo. Nie chciało mi się robić żadnego researchu do krótkiej humoreski, więc umieściłem teatr działań na Mazurach. Jestem z Mazur i to było dla mnie najłatwiejsze [śmiech]. Bohaterkę wziąłem z filmu otwierającego Fallout 2. Była tam taka pomarszczona staruszka, więc wziąłem pomarszczoną staruszkę, żeby się kojarzyła z Falloutem i jakiegoś dzieciaka, który miał ją później stalkować. Tyle, że źle skonstruowałem bohaterów – nie nadawali się do takiej powiastki i szybko popłynąłem, zastanawiając się, co będzie dalej…

Zaczęli żyć swoim życiem i okazało się, że to nie jest babcia z Fallouta i to nie jest jakiś gimbo stalker…
Było kilka momentów, w których aż krzyknąłem [w trakcie pisania] z zaskoczenia, co się nagle pojawiło, a czego się nie spodziewałem. Chyba właśnie dlatego, że tytułowa Czarownica stała się zlepkiem różnych toposów, które gdzieś tam funkcjonują.

W postapo zazwyczaj dostajemy bohatera, który jest albo wojskowym, albo poszukiwaczem, myśliwym, łowcą… Bohatera, który ma kupę gadżetów i broń. Mnie ci bohaterowie wcale nie interesują w postapo. Oni zostali przeszkoleni, w nich zainwestowano, mają sprzęt, aby przetrwać. Bardziej interesowało mnie, co w przypadku globalnej wojny stanie się z cywilami, którzy przeżyją. W jaki sposób będą leczyć rany? W jaki sposób kolejne pokolenia będą się odnosić do tej coraz odleglejszej apokalipsy, coraz bardziej zamierzchłej historii? Po 4 – 5 pokoleniach mamy znowu funkcjonującą społeczność, tak jak ją dzisiaj kojarzymy. Powraca pewien cykl działań.

 C.D.N.

*Przeczytaj wywiad z Marcinem Podlewskim o powstaniu „Głębi”. Link: KAWERNA
** Antologia została pobrana kilkadziesiąt tysięcy razy! Przeczytaj „Zombiefilię” za darmo! Link: TU JESZCZE JEST! BIERZCIE!

___


Artur Olchowy, Czarownica znad Kałuży


Świat sprzed wojny, która zdziesiątkowała ludzkość, pamięta już tylko Koślawa – stara zielarka mieszkająca nieopodal mazurskiego Okartowa. Przeczuwając zbliżającą się śmierć, przyjmuje na ucznia syna miejscowego gospodarza, by przekazać mu całą swą wiedzę.

Tymczasem do wsi przybywa nowy wikariusz. Realizując swoją szczególną misję, burzy ustalony ład okartowskiej społeczności.

W walce o małą ojczyznę i jej mieszkańców Czarownicy przyjdzie zmierzyć się nie tylko z bezwzględnymi i niekiedy szalonymi ludźmi, lecz także z własną starością, chorobą i sumieniem.

Kup książkę NA PRZYKŁAD TUTAJ.